poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 94.

Felka kroczyła wąską ścieżką w swoich perłowych butach. Zaskakujące było to ,że dziewczynka zostawiała ślady. Za nią szła Cristine, wszystko zaczęło jej się mniej podobać. Słońce z każdą minutą było coraz niżej ,a trójka wchodziła do lasu. Doszli do bardzo szerokiej , lecz - Jak stwierdził Gunnar - Płytkiej rzeki. Tak czy inaczej nie mieli wyboru, musieli przepłynąć. Strumyk nie był rwący. Cristine weszła do wody ,która sięgała jej do pasa. Ciecz była lodowata, a dziewczyna odziana była tylko w top, cienki sweter i jeansy. Przeszła pewien kawałek i obejrzała się za siebie. Felka siedziała na brzegu i patrzyła na nią błagalnymi oczami. Cristine ją zawołała, ale dziecko się nie ruszyło. Zjawa kiwnęła przecząco głową i powoli zaczęła zanikać. Pomachała do dziewczyny ,wzięła jakiś kawałek kory. Napisała coś na nim i położyła na wodzie. Nurt porwał drewno i dopłynął do Cristine. Dziecko zniknęło.
- Zawsze będę przy Tobie. Tylko zawołaj Mamo. - Przeczytała na głos, i od razu wydało jej się to nieco dziwne. Podała korę Gunnarowi ,jednak on nie zdążył przeczytać bo krew ,którą pisała Felka spłynęła z kory. Dziewczyna zaczęła się nad tym poważnie zastanawiać. Ale do niczego nie doszła.
- A więc, dlaczego ty i Xawery... - Powiedziała i spojrzała spode łba na chłopaka ,który szedł obok niej.
- Miałaś pogodzić coś tam... - Mówił dość nie jasno. - No i okazało się że masz umrzeć.. - Podrapał się po głowie i wziął wdech. - Dlatego cię uratowałem.
- No jasne, uratowałeś mnie. Leżąc w łóżku... - Dziewczyna przyspieszyła kroku. Gunnar również. Chwycił ją za nadgarstek.
- No ale Cię stamtąd wyprowadziłem. - Zmarszczył brwi, był lekko zdenerwowany.
- W łóżku z Lolitą. - Cristine dokończyła swoją ostatnią wypowiedź. - Sama też bym trafiła.
Chłopak stanął jak wryty i przyglądał jej się uważnie. Dziewczyna uwolniła nadgarstek z uścisku, i spojrzała nań wyzywająco. Podał jej nóż i cofnął się kilka kroków.
- Zobaczymy ile czasu sama przeżyjesz. 
Ona przejechała lekko opuszką palca po ostrzu i się zraniła. To, co zrobiła nie bolało jej. Łaskotało. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na Gunnara z wymalowanym bananem na twarzy i poszła przed siebie. W głąb lasu.
Wkrótce zrobiło się ciemno, a ona miała mokre ciuchy. Ubrania przykleiły się do jej zmarzniętego ciała. Głośno zaburczało jej w brzuchu, a leśne zwierzęta zamarły na chwile słysząc echo tego dźwięku. Była bezradna. Usiadła na mchu i wzięła nóż. Przejechała ostrzem po ramieniu zostawiając krwawe ślady. Czynność powtórzyła się kilkukrotnie. Skończyła ciąć dopiero gdy ręka była cała pocięta i oblana krwią. Ciecz spływała jej po palcach i kapała na mech. Roślina momentalnie pochłaniała płyn.
Nagle Cristine usłyszała szmer. Szelest. Coś jej przemknęło przed oczami ,a potem ujrzała jakąś postać nieudolnie chowającą się za drzewem. Był to człowiek. Przyjrzała się uważnie... Dziewczyna wywnioskowała ,że to mężczyzna ,po jego budowie ciała. Wyszedł zza drzewa i stanął kilka kroków przed nią. Oświetlony blaskiem księżyca przykucnął i przybliżył twarz. To Dawid.
Cristine nie wiedziała co robić. Opuściła rękaw swetra by zakryć ranę.
- Dawid ? - Wychrypiała i lekko się przybliżyła.
- Nie, duch święty! - Odparł radośnie. Chwile potem leżał już na mchu, obejmując Cristine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz