czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 87.

Słońce powoli zachodziło, zostawiając Grace samą z ciemnością. Wilczyca biegła jak najszybciej mogła, by dotrzeć do jakiegoś lasku. Widziała jedynie małe górki i skały, oraz... jaskinie kawałek od niej. Przyśpieszyła i kilka minut potem ułożyła się w suchej grocie. Prawdopodobnie była sama.
  Powieki wilka zaczęły się zniżać, chciały odpocząć. Próbowała się bronić przed snem, zwłaszcza dlatego, że nie była jeszcze pewna swej samotności. Bała się, że być może jaskinia została zajęta przez większe zwierzę. Atak stawał się to co raz silniejszy i w sekundzie obrona upadła zostawiając śpiącą wilczycę.
  (sen)
   Biegła kolorową łąka, czuła zapach maków i innych kwiatów. Jej ludzkie dłonie uginały się i łapały pąki róż. Powieki były mniej waleczne, wznosiły się i opadały bez zastrzeżeń. Czuła jak gołe stopy odrywają się w ułamku sekundy i, gdy wznosi ręce tyka miękkiej, puchatej chmury, która sypie się na blond włosy dziewczyny. Odziana była w białą, przezroczystą suknie, powiewając odkrywała kolana Grace. 
  Bieg nie miał końca, nogi przeskakiwały kamienie, a nawet metrowe skały. Nie miało to żadnego sensu, lecz nie wnikała w to. Powieki posłusznie opadły, stopy nie zatrzymywały dziewczyny, jedyne co zatrzymało Sydney był kamień. Potknęła się i zaczęła spadać. 
  Suknia rozsypywała się,a z prochów tkała czarną sukieneczkę. Krótką, sięgającą do połowy ud. 
Włosy bawiły się w powietrzu, zwijały i rozpuszczały farbując się na brązowy kolor. Oczy podkreślały ciemne smugi, a usta błyszczały kolorem krwi. 
  Ból złapał biedne stopy dziewczyny, ręce barwiły się na czerwono, gdy je opuszczała. Serce zaczęło mocniej bić, aż w końcu zgasło. Umilkło i znów powróciło do normalnego rytmu. 
  Otchłań, otoczona skałami. Kamienie podążały za Grace uderzając ją w gołe plecy. Jeden z większych kamieni poleciał w dół, tuż przy plecach dziewczyny, krojąc jej skórę i uwalniając wolną krew. 
  Oczy rozglądały się po różnych kątach, aż spoczęły na samym dnie, dostrzegając podłoże. Twardą, murowaną podłogę. Za pewne zimną, dokładniej lodowatą. 
   Noga się lekko wykręciła, a reszta ciała spadła wyprostowana. Włosy zaczęły...krwawić. Czerwony płyn z nich spływał, a gdy już docierał do podłogi, wsiąkał. Niebieskie oczy spojrzały przed siebie, ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa nie dając wstać dziewczynie.
   Ziemia się zatrzęsła. Jakiś cień padł na ścianę przed Grace, powoli jakby zbliżał się do niej. Tworzył kolejne za rasy, panna poznała od razu kto to. Sape, jakby był żywy. Trzymał w ręku... dłoń. Za nim ukazywała się z cienia kolejna postać, tym razem kobieta. Lucya. Wampir tylko zaczął się śmiać, głośnym,złowieszczym śmiechem.
  Na twarzach dziewczyn był jedynie widoczny strach. Teraz to mężczyzna wygrał walkę, ciągle opanowuję życie Sydney. Ciągle, próbuję ją zabić.
Wilczyca szybko otworzyła oczy, nie pamiętała kompletnie nic. Wstała, wyszła szybko na dwór. Słońce właśnie wschodziło nad senną "pustynią". Zaczęła biec w stronę,którą wcześniej obrała za kierunek wyprawy.
Bała się, znów zasnąć.

1 komentarz: