wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 97.

-Grace!- krzyknęła Karina.
-Co się dzieję?-spytał zaniepokojony David.
-Nie wiem... Sydney!- mówiła Cristine. Ciało wilczycy rzucało się, widać było tylko białka oczne. Jakby dusza ją opuszczała... Lucya przyklękła przy niej i głaskała. Przytuliła ją, próbując zatrzymać wstrząsy.
*Cristine...* ledwie wysłała tą wiadomość Grace.
-Tak?-spytała i mocniej przytuliła Sydney.
*Co się dzieję?* kolejne przesyłane myśli sprawiały co raz więcej bólu. Nie wiedziała co się dzieję. Czyżby umierała? I kiedy ona nad tym myślała, w jednej sekundzie jej kości zaczęły się łamać. Karina przestraszona cofnęła się do tyłu. Zmieniła się w wilka i położyła się obok Grace.
*Już dobrze. Oddychaj. Wszystko będzie okej, jasne? Tylko w to masz uwierzyć!* przesłała jej tę myśl.
  Nagle jej powieki runęły, a ciało przestało się trząść. Lucya się uśmiechnęła, za wcześnie. Wilczyca otworzyła oczy i zerwała się na równe nogi odpychając Lucyę i Karinę. Zawarczała.
  Karina próbowała się z nią połączyć, lecz na marne. Stała się człowiekiem.
-Straciłam z nią połączenie...-powiedziała i mimowolnie się uśmiechnęła, ponieważ głupio to zabrzmiało.
-Ja też.-wyszeptała Cristine. Wstała powoli i podeszła do Sydney.
-Już, spokojnie.-mówiła Lucya. Dreszcz przeszedł wilczycę, jedna kość przebiła skórę, przez co zaczęła krwawić. Zawyła, a po chwili leżała przed nimi Grace. Nadal miała dreszcze, które na szczęście po chwili ustały. Grace spojrzała na swój nadgarstek. Miała jedną wielką rysę, z której powoli sączyła się krew. Wstała zmęczona i znów by upadła, gdyby Karina jej nie podtrzymała.
-Wracajmy.-rozkazała, po czym wszyscy zaczęli wolno iść. Grace ledwie stąpała nogami, sprawiało jej to ból.
-Daleka droga, a jeżeli ona nie wytrzyma tego?- spytał szeptem David.
-Skąd wiesz, że daleko?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Lucya.A on tylko się cicho zaśmiał.
-W każdym razie coś złego się z nią dzieję.- stwierdziłstając się poważny.
-Tak, to fakt. A my musimy jak najszybciej wrócić do domu.-podsumowała.
-Nie daleko jest wioska, którą minęłyśmy z Grace podczas podróży. Zatrzymamy się tam, a rano wyruszymy dalej.- odezwała sie Karina. Wszyscy się zgodzili.
-Obyśmy zdążyli tam dotrzeć...-wymruczała Grace z lekką nutką ironii w głosie.

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 96.

Cristine strasznie się cieszyła ,że znowu ma kogoś u swego boku. I tą osobą jest Dawid. Bała się trochę jego reakcji gdy ujrzy rany po cięciach, ale teraz było to mało ważne. Leżał na mchu z przymrużonymi oczyma i oddychał miarowo. Ona leżała tuż obok, wtulona w jego bok, objęta jego ramieniem. Ale obserwowała go uważnie. Niespodziewanie wziął jej pokaleczoną rękę i gładził dłoń dziewczyny. Cristine nagle zdrętwiała, a Dawid najwyraźniej to poczuł. Otworzył szeroko oczy i spojrzał na dziewczynę, a zaraz potem na jej dłoń, która była oblana zaschniętą krwią. Jego źrenice się powiększyły, wyraz twarzy zmienił się na inny. Nieznany.
- Kto ci to... - Wyszeptał. - Kto to zrobił?
Cristine uśmiechnęła się nieśmiało. Nie chciała na niego patrzeć, ale.. On jako ,że sam siebie ranił powinien to zrozumieć.
- No...
Wolałaby teraz wstać i uciec. Dziecięce zagranie nie było na miejscu. Więc dalej leżała na tym samym miejscu. Chłopak świdrował ją wzrokiem. Na ustach malowało się "No słucham" słowa ,które zostały nie wypowiedziane.
- Ja. - Odparła cicho. Usiadła i obróciła się tak, by chłopak ją widział. Zamknęła oczy i podciągnęła mocno przylegający rękaw. Sprawiło jej to ból. Zaschnięta krew znowu zmieniła się w rzeczkę...
- Kobieto, po co ty to robisz? - Spytał kpiącym głosem. Ona poruszyła ramionami.
- Po prostu zabierz mnie do domu.

*Cristine, słyszysz mnie?Jestem nie daleko!* myślała. Nie otrzymała odpowiedzi, ale nadal podążała za zapachem. W końcu dostrzegła ją leżącą,pomyślała,że nie żyję, ale nie była sama...ktoś obok niej leżał. Zaczaiła się i pokazał kły, zawarczała. Lucya odwróciła głową do nich.
-Grace?-wyszeptała. Wilczyca podbiegła do niej i zawyła.
-Grace?- zadał to samo pytanie Dawid.
-Grace!- krzyknęła Cristine i przytuliła wilczycę. Karina podbiegła do Sydney i szturchnęła ją w bok.
*Wracajmy.* przekazała młoda wilczyca Lucyi.
-Dobrze...-mruknęła. Karina wstała jako człowiek.  Nagle coś zaczęło rozszarpywać Grace, jęknęła. Łapy zaczęły ją piec, upadła i cicho zaskomlała.
-Co się dzieję?- spytała zaniepokojona Cristine.
*Cristine...jest...nie...tak.... pomóż mi....* jęczała w myślach.
 "Widzisz, ból to zły znak,
odchodzi i wraca jak ptak.
Uciekasz, nie patrząc w tył,
używając słowa 'był'.

Nie zawsze jest wszystko dobrze,
to twoja wina może?
Błagasz o pomoc, ale nikt cię nie słyszy,
jesteś nikim, jesteś rodziną myszy."

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 95.

Biegły nie tracąc tempa, ich łapy ciągle poruszały się w wyznaczonym rytmie. W głowie rudej wilczycy plątała się myśl, czy się nie zgubiły. Nie pewnie postawiła na kamieniu łapę, jego ostry brzeg skaleczył poduszkę wielkiego psa. Przed oczami wilka przeminął ciemny las, Gunnar w otchłani oraz jakiś chłopak z Lucyą.
    Czas mijał, słońce zaczęło zachodzić, a brzuchy wilczyc poczęły się odzywać. Burczały nie dając biec Grace i Kalinie. Przez nozdrza ich nosów przeszedł zapach padliny. Woń ciągnęła się z kierunku w którym podążały.
    Przed nimi ukazała się duża, martwa łania. Jej brzuch był rozpruty, a wnętrzności wyjedzone. Nie było problemu, głodne zjedzą wszystko. Gryzły, krew specjalnie wylizywały z różnych miejsc. Grace ułożyła się wygodnie najedzona. Oblizała się jeszcze i czekała na Kalinę.
   Biegły, nie zatrzymywały się. Miały teraz więcej sił, zużywały je równo. Noc zasłoniła dwie wilczyce. Nie daleko był las, chłodny wiatr z północy donosił z lasu różne zapachy,a tym w zapach Gunnar'a...
*Nie daleko.*pomyślała Grace. Przyśpieszyła zostawiając Kalinę w tyle. 
*Czekaj!* odezwała się Kalina goniąc rudą waderę.
*Nie mogę.* odpowiedziała Sydney.
 "Nie zatrzymuje się,gdy  jestem przy celu,
nie czekam na coś, co ciągle mnie goni.
Nie daję wygrać tej drugiej sobie,
musi wygrać moja ja.

Nie płaczę nad żyjącym, 
nie tęsknie za tym co jest przy mnie.
Nie kocham tego, co mnie nienawidzi,
ale biegnę po to, co nie jest dla mnie.


Nie proszę o coś, co już mam,

nie przepraszam za coś, czego nie zrobiłam.
Nie dziękuję za coś, co sama dałam,
ale błagam o coś, co nie jest dla mnie.

Nie tworzę, by sprzedać,
nie śpiewam,by zagrać.
Nie mówię, by recytować,
lecz gwiżdżę, by coś przybyło,coś co nie jest dla mnie.

Bo ja ciągle szukam właśnie tego,
co nie jest dla mnie."
*Czemu?*spytała Kala.
*Tam jest moja siostra.* odpowiedziała Grace i jeszcze przyśpieszyła. Powoli brakowało jej tchu, przed nimi było kilka strug. Przeskakiwała je powoli, co i raz chlapiąc swoje futro.
      Wbiegła do lasu, woń Lucyi była co raz silniejsza.
       Była blisko od swojego celu.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 94.

Felka kroczyła wąską ścieżką w swoich perłowych butach. Zaskakujące było to ,że dziewczynka zostawiała ślady. Za nią szła Cristine, wszystko zaczęło jej się mniej podobać. Słońce z każdą minutą było coraz niżej ,a trójka wchodziła do lasu. Doszli do bardzo szerokiej , lecz - Jak stwierdził Gunnar - Płytkiej rzeki. Tak czy inaczej nie mieli wyboru, musieli przepłynąć. Strumyk nie był rwący. Cristine weszła do wody ,która sięgała jej do pasa. Ciecz była lodowata, a dziewczyna odziana była tylko w top, cienki sweter i jeansy. Przeszła pewien kawałek i obejrzała się za siebie. Felka siedziała na brzegu i patrzyła na nią błagalnymi oczami. Cristine ją zawołała, ale dziecko się nie ruszyło. Zjawa kiwnęła przecząco głową i powoli zaczęła zanikać. Pomachała do dziewczyny ,wzięła jakiś kawałek kory. Napisała coś na nim i położyła na wodzie. Nurt porwał drewno i dopłynął do Cristine. Dziecko zniknęło.
- Zawsze będę przy Tobie. Tylko zawołaj Mamo. - Przeczytała na głos, i od razu wydało jej się to nieco dziwne. Podała korę Gunnarowi ,jednak on nie zdążył przeczytać bo krew ,którą pisała Felka spłynęła z kory. Dziewczyna zaczęła się nad tym poważnie zastanawiać. Ale do niczego nie doszła.
- A więc, dlaczego ty i Xawery... - Powiedziała i spojrzała spode łba na chłopaka ,który szedł obok niej.
- Miałaś pogodzić coś tam... - Mówił dość nie jasno. - No i okazało się że masz umrzeć.. - Podrapał się po głowie i wziął wdech. - Dlatego cię uratowałem.
- No jasne, uratowałeś mnie. Leżąc w łóżku... - Dziewczyna przyspieszyła kroku. Gunnar również. Chwycił ją za nadgarstek.
- No ale Cię stamtąd wyprowadziłem. - Zmarszczył brwi, był lekko zdenerwowany.
- W łóżku z Lolitą. - Cristine dokończyła swoją ostatnią wypowiedź. - Sama też bym trafiła.
Chłopak stanął jak wryty i przyglądał jej się uważnie. Dziewczyna uwolniła nadgarstek z uścisku, i spojrzała nań wyzywająco. Podał jej nóż i cofnął się kilka kroków.
- Zobaczymy ile czasu sama przeżyjesz. 
Ona przejechała lekko opuszką palca po ostrzu i się zraniła. To, co zrobiła nie bolało jej. Łaskotało. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na Gunnara z wymalowanym bananem na twarzy i poszła przed siebie. W głąb lasu.
Wkrótce zrobiło się ciemno, a ona miała mokre ciuchy. Ubrania przykleiły się do jej zmarzniętego ciała. Głośno zaburczało jej w brzuchu, a leśne zwierzęta zamarły na chwile słysząc echo tego dźwięku. Była bezradna. Usiadła na mchu i wzięła nóż. Przejechała ostrzem po ramieniu zostawiając krwawe ślady. Czynność powtórzyła się kilkukrotnie. Skończyła ciąć dopiero gdy ręka była cała pocięta i oblana krwią. Ciecz spływała jej po palcach i kapała na mech. Roślina momentalnie pochłaniała płyn.
Nagle Cristine usłyszała szmer. Szelest. Coś jej przemknęło przed oczami ,a potem ujrzała jakąś postać nieudolnie chowającą się za drzewem. Był to człowiek. Przyjrzała się uważnie... Dziewczyna wywnioskowała ,że to mężczyzna ,po jego budowie ciała. Wyszedł zza drzewa i stanął kilka kroków przed nią. Oświetlony blaskiem księżyca przykucnął i przybliżył twarz. To Dawid.
Cristine nie wiedziała co robić. Opuściła rękaw swetra by zakryć ranę.
- Dawid ? - Wychrypiała i lekko się przybliżyła.
- Nie, duch święty! - Odparł radośnie. Chwile potem leżał już na mchu, obejmując Cristine.

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 93.

Słońce pokazywało się zza ziemi. Jego promienie ogrzewało ciało dziewczyny, jej stopy powoli przesuwały się po ziemi. Zostawiła wioskę jakiś kilometr za sobą, przekonana była,że teraz nic się jej nie stanie.
   Zamurowało ją, stanęła jak wryta. Źrenice się zmniejszyły, przed nią czekało miasto... Do jej uszu dotarło wycie wilka, znajome jej wycie.
-Kalina.. -wyszeptała. Obejrzała się, za nią ciągnęła się brudna, biała wilczyca. Nie wierzyła,że to ona, nie była podobna. Oczy wilczycy  były schowane, nie za powiekami, to głowa była tak skulona. Łapy wilczycy całe były w rzepach, nie brakowało też na nich kolcy róż. Ogon skulony, głowa uniosła się. Ciało zmieniało kształt, to naprawdę Kala.
-Grace...- powiedziała półszeptem nastolatka.
-Wracaj..- odpowiedziała Grace i odwróciła się plecami do Kaliny. Nie chciała, by dziewczyna szła z nią, to może się źle skończyć.- Jak długo za mną idziesz?-
-Ja...muszę z tobą iść, proszę.-prosiła nastolatka. Jej oczy zabłysły smutkiem, ręce złożyły się jak do modlitwy. 
-Zadałam pytanie.- dążyła Sydney. Była zła, Kalina nie słuchała jej, choć.. może ona chce jej pomóc? Myśli ciągle plątały się w jej głowie, nie była pewna niczego.
-Eh... Od dwóch dni, chyba...- przyznała Kala. Opuściła głowę, nie wiedziała w prawdzie co przeżyła przyjaciółka, bo podążała za zapachem, który bardzo dobrze się u niej rozwinął.
-Wyśmienicie...- powiedziała ironicznie Grace. Odwróciła się do Kali. Widziała jej błagające oczy, czarne dresy, adidasy i ... zieloną bluzę Sydney.
-Pożyczyłam..- powiedziała zmieszana Kalina.
-Chodź.- rzekła ostatecznie Sydney. Kala szeroko się uśmiechnęła.
     Dwie wilczycy biegły w kierunku miasta, kolejnej cywilizacji. Nie ominą jej w postaci wilka, tego były pewne. Gnały w ciszy,a jednak rozmawiały. Każdy gest rudej wilczycy był rozważany przez białego wilkołaka. Miasto było co raz bliżej...
     Dwie dziewczyny w ludzkiej postaci stanęły przed wielkim budynkiem, który otwierał im drogę do miasta. Przed nim była asfaltowa droga, Grace i Kalina zaczęły iść przy ścianie w prawą stronę. Gołe stopy jednej z nich napotkały coś dziwnego, coś ..obślizłego? To coś umknęło jej spod nogi, to był wąż.
-Wąż...- wyszeptała spokojnie Grace. Bała się,że to będzie jadowity gatunek,lecz nie pokazywała tego. Przyśpieszyła kroku.
    Skręciły w lewo, wchodząc do terenu zabudowanego. Wielkie domy zaczęły otaczać dziewczyny, kilka dróg i wiele eleganckich ludzi. Obie zaczęły się rozglądać, stały między dwoma budynkami. Z okien było słychać krzyki, rozmowy oraz plotki.
-Chodź.-wyszeptała Grace i zaczęła biec. Wyszła na ulicę, obejrzała się, 10 metrów od niej był skręt na lewo, w stronę jej podróży.
     Skręciła... Ktoś się za nią ustawił, i to nie była Kalina...Odwróciła się, jakiś dobrze zbudowany mężczyzna trzymający nadgarstki Kaliny.
-Szybko wpadłaś Kala...- stwierdziła Grace. Próbowała uciec, lecz przed nią ustawiło się 2 dryblasów.
-Panienka, daję kasę lub my się panienką zajmiemy.- powiedział osobnik trzymający Kalinę.
-Grace,musimy...-zaczęła przerażona Kala. Jej oczy zaczęły płakać.
-Nie możemy.-przerwała jej Grace. Kalina została puszczona, popchnął ją,a  ta upadła przy Grace.
-Wstawaj...bo chyba musimy.-wyszeptała Sydney. Podeszła do osobników z tyłu.
*Na 3 uciekamy.* pomyślała i ustawiła się przy małym otworku, między mężczyznami. 
-Wypuścicie nas dobrowolnie, albo odejdziemy używając siły.- negocjowała Sydney. Nie chciała używać siły, lecz gdy usłyszała śmiech mężczyzn zmieniła zdanie.
*Raz...dwa..trzy...* pomyślała. Kalina szybko rzuciła się na mężczyzn jako wilczyca, a Grace przebiegła koło nich. Przyjaciółka odbiegła od nich, obie był wolne. Przebiegły "korytarz" między fabryką,a blokiem i trafiły na teren otwarty, przez który ciągnęła się ulica.
   

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 92.

Księżyc oświecił twarz kobiety. Zdezorientowana rozglądała się i pytała ciszę.
-Ktoś tu jest?Łotrze, wyjdź i się pokaż.- powiedziała. Niemądra, patrzyła w prawo i lewo, lecz omijała dół. Grace patrzyła na nią przerażona. Bezszelestnie przeszła kawałek, niestety plan nie wypalił, bo złamała gałązkę. Trzask był bardzo głośny przez ciszę. Oczy kobiety powędrowały prosto na wilczycę.
-Matko Boska! Henry! Wilka tu mamy! Strzelba! Strzelba, Henry strzelba!- krzyczała przerażona kobieta. W tym momencie Grace do niej podeszła. Parapet nie był zbyt wysoko, dlatego Grace z łatwością położyła na nim łapy, jedna z nich wylądowała na ręce kobiety. Umilkła, lekko się uśmiechnęła. Zabrała swoją dłoń i odeszła zamykając za sobą okno. Łapy wilczycy opadły na ziemię.
   Wędrowała po wsi, patrzyła na zgaszone światła i okna domków. To było dla niej, jakby była na wycieczce w galerii, oglądała pospolite obrazy, ale bardzo ciekawe. Przyśpieszyła kroków.
   Od otwartej przestrzeni dzieliło ją tylko 5 domków, musiała zrobić slalom. Przeskakiwała kwiaty, a gdy tak przeskakiwała jeden większy kwiat. Poczuła,że coś przeleciało jej nad grzbietem, czuła jak jakaś kula odrywa jej trochę futra. Ktoś na nią polował. Kolejne kule przelatywały nad nią lub pod nią. Jej łapy rzadko kiedy dotykały ziemi, po prostu latała w powietrzu. Strasznie przerażona wilczyca, poczuła jak srebna kula przemyka przed jej nosem.
   Bieg nie kończył się, strzały nadal było słychać. Lecz ona biegła w ciemności, na otwartej przestrzeni, na razie czuła się wolna. Pokazała sama sobie kły i szarpnęła klatkę dogryzając się do krwi. Gdy poczuła swoją krew zobaczyła przed sobą chłopczyka. Małego, pięcioletniego chłopca, ubrany był z starą koszulę,trzewiki i krótkie spodenki. Podszedł do niej, wilczyca stała nieruchomo.
   Chłopiec ją głaskał, blada twarz patrzyła na wilka z uśmiechem.
-Wilczku...chodź.-wyszeptał jakiś głos. To nie był chłopiec, choć...tego Grace nie była pewna. Dziecko szarpnęło wilczka, która zaczął biec. Chłopiec zmienił się w... kruka. Wilczyca biegła tuż za nim, wiatr wiał prosto w pysk wilkołaka. Usłyszała wycie.
-Nie daleko...idź sama.- odezwał się ten sam głos. Kruk zmienił się w proch, zostawiając wilka samego z ciemnością.
    Grace miała tylko zwidy, poczuła jak upada. Nie mogła tego powstrzymać, powieki się zamknęły. Obudziła się dopiero rano, w klatce... Wokół niej panowała ciemność, była na dworze, bo czuła wiatr. Nic nie było obok niej, ale to było dziwne,żeby było ciemno rano, lub...była jeszcze noc.
    Wyła, jej głos rozpraszał się. Zmieniła postać i stała się swoją ludzką Grace. Zobaczyła zamek w klatce, rozszyfrowała go i otworzyła.
-Jakie to ludzie, głupie mogą być.- wyszeptała. Miała szyderczy uśmiech na twarzy. Był ranek, około 6:00, a jak to w grudniu, było ciemno. Dziewczyna usłyszała krzyki, rozejrzała się i zaczęła biec. Otwarta przestrzeń znów ją ogarnęła.
     Wilczyca gnała, łapy odkrywały kamienie i je omijały kiedy mogły. Biegła, by dotrzeć do celu.

Rozdział 91.

Szli ciemnym korytarzem. Gunnar nadal trzymał dziewczynę za rękę. Weszli po schodach. Nagle lampy się zapaliły. Cristine spojrzała przerażona na chłopaka. Wkrótce potem wkroczyli do ogromnego pomieszczenia. Gunnar chciał usiąść na fotelu ,ale Cristine go powstrzymała.
- Gunnar nie widzisz jej?
- Kurde, Cris. Spadamy stąd. Ty masz zwidy. Tu nikt nie siedzi. - Powiedział i zaczął się wycofywać. Dziecko siedzące w fotelu chwyciło dziewczynę za nadgarstek.
- Gunnar? - Powiedziała lekko zaniepokojona dziewczyna. Chłopak cofnął się do niej i zobaczył krwawy odcisk na jej ręce. - Ta dziewczynka... To chyba niemowa.
Cristine uklękła i zaczęła gładzić zjawę po policzku. Dziwne. Dziewczynka była namacalna, choć gdyby nawet nic jej się nie stało to dawno już nie żyłaby. Cristine wywnioskowała to po stroju dziecka. Różowa koronkowa sukienka, perłowe pantofelki i kapelusz. Dziewczynka mogła mieć najwyżej sześć lat. Wstała z fotela i trzymając Cristine za rękę doprowadziła ją do kolejnego pokoju. Wyjęła z szafki starą pożółkłą kartkę i palcem zaczęła pisać. Swoją krwią. Gdy już skończyła, spojrzała na Cristine i kazała jej przeczytać.
- "Gdzie moja mamusia?" - Cristine wychrypiała te słowa i zaczęła płakać. Znowu schyliła się do dziecka ,a ta objęła jej szyję chudymi ramionkami. Gunnar patrzył na to wszystko bardzo zdumiony. Jego...Przyjaciółka? W każdym razie... Cristine obejmowała powietrze, głaskała je i płakała. Łzy z policzków same znikały. Nie widział dziewczynki ,która te łzy ocierała haftowaną chusteczką. Cristine wzięła zjawę na ręce.
- Jak masz na imię? - Spytała małą zdejmując jej pleciony kapelusz z głowy. Dziewczynka była bardzo jasną blondynką, jej włosy były niemal żółte. Loki okalały jej bladą twarz. Zamknęła na chwilę swe błękitne oczy, a gdy ponownie je otwarła promiennie się uśmiechnęła. Napisała na ramieniu Cristine swoje imię : Felicyta. Dziewczyna spojrzała na ramię z niedowierzaniem. Kiedy takie imiona były używane?
- A więc jesteś Felka. - Uśmiechnęła się do niej i podeszła z dzieckiem na rękach do Gunnara. - Powiedz ,że ją widzisz. - Wyszeptała błagalnym tonem.
- Przykro mi, ale nie. - Powiedział lekko zawiedziony. - Chodź już. Tu jest ten kto chciał Cię zabić. W swoim pokoju, lepiej żeby nie widział ,że wyszłaś sobie z celi.
- Felka idziesz z nami? - Cristine spojrzała na dziecko. Ta kiwnęła żwawo głową i zaskoczyła na ziemię. Chwyciła swą "nową Mamusię" za rękę i trójka poszła w kierunku wyjścia. Gunnar chwycił gałkę od drzwi i ostrożnie ją przekręcił. Niemowa wydała z siebie przeraźliwy jęk i kurczowo objęła nogę dziewczyny. Cristine widziała jak masa duchów przechodzi koło ich i wychodzi na wolność. Przeszedł również wilk. Skinął lekko łbem i pobiegł.  
Oni również zrobili kilka kroków. Doszli do bramy.
- Czemu ty i Xawery mnie tu uwięziliście? - Cristine wdała się w rozmowę z chłopakiem. Wcale nie zauważyła ,że dziecko zostało przy bramie, podczas gdy oni już ją przekroczyli i szli dalej. Niemowa po raz kolejny jęknęła, a Cris natychmiastowo wróciła na ziemię. Obróciła się i zawołała do Felicyty.
- Chodź, nie bój się. - Zachęcała ją kuszącym głosem. Dziewczynka początkowo nie chciała iść, jednak potem pobiegła w kierunku nastolatki. Kiedy już do niej dobiegła mocno ją utuliła i poszły dalej.

Rozdział 90.

Słońce było bliskie zachodu. Jego promiennie ogrzewały twarz dziewczyny, śnieg topił się pod jej gołymi stopami.
-Dobrze,że już nie pada.- stwierdziła. Oczy szukały barw, a ciało ciepła. Wiatr wiał co raz mniejszy, słońce odkrywało się zza chmur. Kolejne kilometry przeszła piechotą, w ludzkiej postaci.
   Spod śniegu widać było trawę, a słońce chowało się za ziemią. Grace obejrzała się po przestrzeni, szukała schronienia i pożywienia. Do nosa dostawał się zapach sarn, źrenice kręciły się szukając lasu, lub polany.
   Nie daleko był las, około 980 metrów od idącej dziewczyny. Czuć było już woń boru, a trawa stawała się dłuższa i dłuższa. Teren był równy, co ułatwiało drogę.
   Sydney dzieliło tylko trzysta metrów od dzikiego lasu, spoglądała co i raz za siebie szukając towarzysza. Nikt i nic za nią nie szło. Stopy marzły, ogrzewając się przy wyższej trawie. Pocierały się o kamienie, miażdżąc mniejsze zwierzęta, które zostały nie zauważone. Ból stąpał jej po nogach, zimno natomiast uciekało od dziewczyny.
   Palce przekroczyły linię lasu mieszanego. Świerki,dęby upuszczające jeszcze liście na głowę Sydney,sosny oraz olchy. Wiele drzew oglądało dziewczynę, dziwiąc się.
  Głód doskwierał Grace, jej ciało powoli zarastało futrem. Zniżyła się, czaszka zmieniła kształt, tylko oczy zostały niebieskie. Widać w nich było każde uczucie przeszywające dziewczynę. Myśli Grace krążyły wokół Lucyi, jedynym powodem zmartwień była jej mleczna siostra. Bała się o nią.
  Spostrzegła nie daleko mały, nie zalesiony teren, który był otoczony borem. Widziała zielonkawą trawę i stadko sarn. Wilczyca zaczęła się skradać, omijała drzewa i przechodziła nad kamykami. Roślinożercy nie zauważyli skradającego się wilka, choć dzieliło ich tylko od najbliższego 5 metrów. Nie była to wielka,dorosła sarna, raczej "nastolatka".
  Lekkie łapy wilczycy spoczęły na gardle ofiary, srebne zęby wbiły się w skórę. Inne sarny w tym czasie uciekały,zostawiając ofiarę na pastwę losu.
  Brzuch został rozpruty i ze środka wyjedzone mięso. Grace nabrała sił, rozgryzła kilka kawałków i obserwowała nieżywe zwierzę. Zadek upadł na ziemię, w formie siedzącej wzięła jeszcze kawałek zwierzęcia. Napełniony brzuch nie dał rady się odezwać, oczy wilka zabłysły życiem.
  Szła w kierunku wcześniejszej wyprawy. Łapy skakały po powierzchni, odpychały i przenosiły całe ciało. Grace gnała jak na samym początku, słońce zniknęło, lecz ona nie stawała. Miała kilka powodów... Nie szukała schronienia, próbowała się tylko wydostać z lasu.
  Przebiegła kilometr, wybiegając z lasu na otwarty teren. Nie była to łąka, ni wrzosowisko. To było pole, nie zasiane, przykryte resztkami śniegu. Kawałek za nim było widać błyski, światełka. Położona tam była mała wioska, wieś. Nie daleko jest cywilizacja.
  Kolejne ruchy zbliżały ją do ludzi, chciała bezszelestnie przebyć wieś nie zmieniając postaci. Skakała i przyśpieszała, łapy przybierały jak najszybciej. Zmniejszała odległość, która wynosiła już 500 metrów.
  Pierwszy,drewniany dom minęła, łapy zwolniły, oczy obserwowały wszystko. Nie mogła być przyłapana...
  Dotknęła łapą ziemi, czując jej chłód.
  Wizja. Widziała światełko, Gunnara i Lucye...i Adama... Tylko tyle uchwyciła.
  W domku obok zapalono światło, okno się otworzyło...

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 89.

Słońce było zasłonięte chmurami. Mgła przysłaniała widok wilczycy, jej błękitne oczy plątały się po przestrzeni. Nie chciała się zatrzymać, ale musiała coś zjeść. Brzuch zaczynał dawać znaki o swojej pustce, a okolica była pełna zajęcy.
   Zatrzymała się z przymusu. Łapy zaczęły drżeć, a na nos spadł biały puch. W oczach wilczycy zaświecił błysk szczęścia. Płatek przesuwał się po nosie, roztopił się. Woda kapała z nosa Grace, obserwowała swój nos bacznie, jakby zaraz miał gdzieś uciec. Wpatrzona była jak w River'a. Otrząsnął ją brzuch, który zaczął krzyczeć. Nieustannie błagał o pomoc. 
  Królik. Przechodził właśnie 4 metry od wilczycy, szary król. Na myśl o jedzeniu, wilczycy ślinka poleciała. Głód doskwierał jej, dlatego schyliła się i w milisekundzie podbiegła i złapała królika. W jej pysku płynęła zajęcza krew, spływała prosto przez gardło,aż po głodny żołądek. Sydney bez namysłu odgryzła głowę ofiary, przełknęła,a chwilę potem leżała najedzona. Nie był ten król zbyt duży, ale taki, by jeden wilk się najadł.
  Łapy Grace poruszały się jak u geparda, uszy były gotowe na każdy szelest, a oczy na każdy ruch. Czuła chłodny wiatr. Śnieg padał na ochłodzony nos wilczycy, futro robiło się mokre. Spływała po nim woda, lodowata woda, która poczęła zamarzać. Wiatr skierował śnieg na oczy wilka, zasłaniając mu widok. Mgła narastała, a Grace traciła siły. Nie widziała żadnego schronienia, zaczynała się zima. By przetrwać będzie musiała ryzykować, jeżeli Lucya nie będzie daleko.
  Przebyła kilka kilometrów. Śnieg na ziemi leżał i nie miał zamiaru zniknąć, a z nieba nadal spadał puch. Biedny nos wilczycy okryty był śnieżkami, zimny wiatr wiał prosto w pysk wilkołaka. Silny powiew zachwiał wilczycą, łapy zmieniały postać w stopy. Grace patrzyła tylko jak wszystko zmienia się w jedną, straszną noc. Upadła na ziemię, miała przed oczami tylko śnieg i ciemność zasłaniającą jej widok. Jej blond włosy okryły twarz, ręce złożył się pod głową, a nogi były skulone, przytulone do brzucha.
  Śnieg okrył ją całą, była zmarznięta. Powieki dawno zasłoniły źrenice, serce biło co raz to wolniej i wolniej, do nosa dostawało się trochę śniegu, który jak na złość padał zawzięcie.Usnęła.
(sen)
    Siedziała na łóżku w swoim pokoju. Czekała na coś, lecz nie wiedziała na co. Poczuła ciepło, którego właśnie tak bardzo pragnęła. 
   Głowa opadła na poduszkę, oczy zamknęły się. 
   Coś nią potrzęsło. Ciepłe uczucie odeszło, a zimno ogarnęło jej całe ciało. Otworzyła oczy, oparła się na łokciach i spojrzała na ścianę. Cień, wiedziała co to znaczy. Sape, znów chcę ją podręczyć.
Zrozumiała,że musi uważać. Nie mogła teraz ryzykować, każde ryzyko to jeden krok do śmierci. Musi uważać, na swoje życie.
Obudziła się. Śnieg dotarł do nosa, oczy były całe w wodzie, a ręce trzęsły się. Lecz nadal leżała nie ruchomo. Brakowało jej sił, żeby usiąść, a co dopiero,by wstać... Musiała zrobić coś, by nie zamarznąć na śmierć, nie chciała dać przyjemności Sape'owi.
  Wysiliła się, krew w jej żyłach nabrała tempa, serce poczęło bić szybciej,a oddech ogrzewał upartą dziewczynę. Była w pozycji siedzącej, co nadal nie dawało jej żyć. Miała tylko jedno wyjście...
  Błękitne źrenice rozszerzyły się. Ręce dziewczyny starały się odbić jej ciało, a nogi postawić pionowo. Spojrzała na swoje kozaki, to one utrudniały całą akcje. Wzięła jedną rękę, nogę jakoś założyła na drugą. By sobie ulżyć musiała zdjąć buty.Palce chwyciły suwak i ciągnęły go w dół. Dłoń dotknęła małego koturna i zrobiła z nim to samo co z suwakiem, pociągnęła w dół.
  Bose nogi ruszyły, śnieg w sam w sobie był miękki, ale strasznie chłodny. Grace próbowała odrywać stopy i przesuwać je co raz to bardziej do przodu.
  Zmarznięta, uparta i młoda dziewczyna szła dalej, tylko po ty, by odnaleźć siostrę.
   
  

Rozdział 88.

Cristine szła po korytarzu. Przejechała palcem po marmurowej ścianie ,a jej paznokcie zaczęły skrzypieć. Mogłaby je w końcu przypiłować! Echo przeszło po całym korytarzu. A potem nic. Cisza. Nikt się nie zorientował ,że to była Cristine. Doszła do rozwidlenia - pójść w lewo czy może w prawo? Poszła w lewo, światło gasło, było ciemniej. W końcu szła oświetlona słabiutkim płomyczkiem lamp, które bez przerwy migotały. Dziewczyna przestraszyła się ,że może w tym miejscu są duchy. Usłyszała ciche kroki. Weszła do pierwszego lepszego pokoju i szybko zamknęła drzwi. Dyszała ciężko przez jakąś chwilkę. Spojrzała na klamkę, a potem rozejrzała się po pokoju. Był bardzo przestronny. Paliło się światło, ściany miały kolor miętowy ,na podłodze rozłożone były panele. Ktoby pomyślał że ona prawie umarła w celi, z kamienia ,która znajdowała się w tym samym budynku. Z innego pokoju dobiegały ją szmery. Przyłożyła ucho do drzwi, a kroki nie ustawały. No dobra, jeżeli tu ktoś jest to ją zabije. Jeżeli wyjdzie na korytarz skończy tak samo. A więc co miała do stracenia? Przynajmniej umrze młodo. Podeszła jeszcze bliżej do drzwi i się o nie oparła. Szmery naśiliły się i z drugiego pokoju wyszedł Gunnar ,nagi od pasa w górę. Nie wyglądał na zaskoczonego. Uśmiechnął się do niej ,a ona... Nadal święcie przekonana ,że posiada żyletkę zaczęła jej szukać po kieszeniach. Ręce zaczęły jej się trząść. Nie wiedziała co robić. Jeżeli wybiegnie z tego pokoju to już po niej! Nagle z tego samego pokoju z którego wyszedł Gunnar ,wyłoniła się dama w szlafroku. Cristine wykrzywiła się na jej widok. Miała ochotę ją dopaść i wydrapać oczy. Paraliżował ją strach , nie mogła się ruszyć. Kobieta stanęła koło Gunnara ,a on objął ją ramieniem. Blondynka spojrzała na Cristine z politowaniem. Twarz dziewczyny napewno wyrażała więcej uczuć. Czuła niechęć, obrzydzenie, strach, złość. Wściekłość. Jak on mógł! Zresztą, to jego sprawa, może robić co chce. Blondynka mrugnęła do Gunnara i spytała :
- Uh, co to jest?
Gunnar spojrzał na nią, chyba jednak nie podobało mu się jak kobieta odnosi się do Cristine. Czyżby jednak coś do niej czuł? Nie odpowiedział, a kobieta chyba oczekiwała odpowiedzi. Cristine zauważyła dzban z wodą. Przypomniała sobie zaklęcię i czekała cierpliwie na właściwy moment.
- Co to za ... - Kobieta zrobiła dziwną minę. Patrzyła na Cristine z odrazą.
Dziewczyna użyła pewnego zaklęcia ,i już wyglądała normalnie. Była czysta, jednak rany były widoczne. Miała na sobie czerwony top i czarne rurki. Włosy spletły się w koński ogon ,a czerwona wstążka utrzymywała fryzurę. Kobieta otworzyła szeroko usta. Cristine ujrzała liczne zmarszczki na jej twarzy. Postanowiła wykożystać tą chwilę.
- Oh, nie jest ta pani dla Ciebie za stara, Kochanie? - Zwróciła się do Gunnara. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
- Wiesz, już mnie nie kręcą małolaty, które nie wiedzą czego chcą, Słonko. - Odparł po chwili.
- Przecież wiedziałam co chcę. - Cristine nie chciała patrzeć na jego twarz. Odwróciła się i spojrzała w lustro wiszącę na ścianie. To jej dodało trochę odwagi. - Całowałeś się z moją siostrą. To chyba podlega pod zdradę. Tymbardziej że kilka razy sprawdzałeś czy nie patrzę przez okno.
Gunnra zrobił jeden krok w jej kierunku.
- Gunnarku ,gdzie się wybierasz? - Kobieta chwyciła chłopaka za ramię i wbiła swoje czerwone paznokcie w jego skórę. Spojrzał na nią z pogardą.
- Lolita, puść mnie. Nie mam czasu na zabawy. - Powiedział mimochodem ,zdjął ręce kobiety ze swojego przedramienia i podszedł do Cristine. Cofnęła się maksymalnie do tyłu. Przyległa do ściany. Wzięła powietrze w płuca i na chwilę zdrętwiała. Chciała uciec ,a jednak coś ją trzymało w tym pokoju. Gunnar tam był a ona tak czy inaczej za nim tęskniła. Oparł ręce o ścianę i policzkiem dotknął policzka dziewczyny. Ona chciała wymówić zaklęcie.
- Nie rób tego. Proszę. - Oddalił twarz. Był troszkę zmartwiony. Cristine zaklęciem przewróciła dzban. Woda się wylała. On znowu się do niej zbliżył. Pocałował ją lekko, jakby bał się ,że ją spłoszy. Potem natarczywiej. Lolita nie mogła znieść tego widoku podeszła do młodych.
- Co ty wyprawiasz?! - Uderzyła Gunnara w plecy. On ją chwycił za nadgrstki i popchnął. Spadła na podłogę.
- Choć Cris. - Spojrzał na młodą. Chwycił ją za rękę i wybiegł z nią z pokoju.

Rozdział 87.

Słońce powoli zachodziło, zostawiając Grace samą z ciemnością. Wilczyca biegła jak najszybciej mogła, by dotrzeć do jakiegoś lasku. Widziała jedynie małe górki i skały, oraz... jaskinie kawałek od niej. Przyśpieszyła i kilka minut potem ułożyła się w suchej grocie. Prawdopodobnie była sama.
  Powieki wilka zaczęły się zniżać, chciały odpocząć. Próbowała się bronić przed snem, zwłaszcza dlatego, że nie była jeszcze pewna swej samotności. Bała się, że być może jaskinia została zajęta przez większe zwierzę. Atak stawał się to co raz silniejszy i w sekundzie obrona upadła zostawiając śpiącą wilczycę.
  (sen)
   Biegła kolorową łąka, czuła zapach maków i innych kwiatów. Jej ludzkie dłonie uginały się i łapały pąki róż. Powieki były mniej waleczne, wznosiły się i opadały bez zastrzeżeń. Czuła jak gołe stopy odrywają się w ułamku sekundy i, gdy wznosi ręce tyka miękkiej, puchatej chmury, która sypie się na blond włosy dziewczyny. Odziana była w białą, przezroczystą suknie, powiewając odkrywała kolana Grace. 
  Bieg nie miał końca, nogi przeskakiwały kamienie, a nawet metrowe skały. Nie miało to żadnego sensu, lecz nie wnikała w to. Powieki posłusznie opadły, stopy nie zatrzymywały dziewczyny, jedyne co zatrzymało Sydney był kamień. Potknęła się i zaczęła spadać. 
  Suknia rozsypywała się,a z prochów tkała czarną sukieneczkę. Krótką, sięgającą do połowy ud. 
Włosy bawiły się w powietrzu, zwijały i rozpuszczały farbując się na brązowy kolor. Oczy podkreślały ciemne smugi, a usta błyszczały kolorem krwi. 
  Ból złapał biedne stopy dziewczyny, ręce barwiły się na czerwono, gdy je opuszczała. Serce zaczęło mocniej bić, aż w końcu zgasło. Umilkło i znów powróciło do normalnego rytmu. 
  Otchłań, otoczona skałami. Kamienie podążały za Grace uderzając ją w gołe plecy. Jeden z większych kamieni poleciał w dół, tuż przy plecach dziewczyny, krojąc jej skórę i uwalniając wolną krew. 
  Oczy rozglądały się po różnych kątach, aż spoczęły na samym dnie, dostrzegając podłoże. Twardą, murowaną podłogę. Za pewne zimną, dokładniej lodowatą. 
   Noga się lekko wykręciła, a reszta ciała spadła wyprostowana. Włosy zaczęły...krwawić. Czerwony płyn z nich spływał, a gdy już docierał do podłogi, wsiąkał. Niebieskie oczy spojrzały przed siebie, ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa nie dając wstać dziewczynie.
   Ziemia się zatrzęsła. Jakiś cień padł na ścianę przed Grace, powoli jakby zbliżał się do niej. Tworzył kolejne za rasy, panna poznała od razu kto to. Sape, jakby był żywy. Trzymał w ręku... dłoń. Za nim ukazywała się z cienia kolejna postać, tym razem kobieta. Lucya. Wampir tylko zaczął się śmiać, głośnym,złowieszczym śmiechem.
  Na twarzach dziewczyn był jedynie widoczny strach. Teraz to mężczyzna wygrał walkę, ciągle opanowuję życie Sydney. Ciągle, próbuję ją zabić.
Wilczyca szybko otworzyła oczy, nie pamiętała kompletnie nic. Wstała, wyszła szybko na dwór. Słońce właśnie wschodziło nad senną "pustynią". Zaczęła biec w stronę,którą wcześniej obrała za kierunek wyprawy.
Bała się, znów zasnąć.

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 86.

Grace stała przy Kalinie jako dziewczyna,Sydney dzikie blond włosy powiewały z chłodnym wiatrem na północ. Kalina spojrzała smutnymi oczami wilka na blondynkę. Chwilę potem Kala siedziała na ziemi jako dziewczyna.
-Nie rozumiem cię.- szepnęła Grace. Położyła swą ciepłą dłoń na ramieniu dziewczyny.
-Kiedyś, powalałam sama dwa razy większego jelenia. A teraz? W dwójkę nie mogę go położyć, nie mogę go podciąć.- wytłumaczyła się Kalina. Przytuliła mocno Grace.
-To twój powód do smutku?- spytała Sydney.
-Eh...teraz to nie wiem.-zaśmiała się lekko Kala.

W tym samym czasie Cristine siedziała w ciemnej celi i sama do siebie mruczała pod nosem. Duch jakby się rozpłynął, i nie chciał wrócić. Wołała za nim ,ale on zniknął i już. Rano przyszedł mnich, z kapturem na głowie i wręczył jej jedzenie. Nie pomyślał jednak że dziewczyna ma związane ręce i nie może sama jeść. Pożywienie leżało w metalowej misce kilka centymetrów przed nią. Głód jej doskwierał ,a denerwowało ją to ,że ma przy sobie jedzenie ,a nie może go zjeść. Było jeszcze ciepłe ,a wraz z parą unosił się zapach. Nie był on rewelacyjny ,ale głodny jest w stanie zjeść wszystko.

-Chodźmy.-wyszeptała Grace i spojrzała na pochmurne niebo. Zmieniła się w rudą wilczycę, po czym zaczęła biec. Kalina podążała za nią. Ruda wilczyca ustawiła ucho, słyszała dźwięk, szum wody. Była za pewne nie daleko wodospadu, ale jakiego? Nie zatrzymywała się, jej pysk nadal czuł jelenią krew,a trawa na miejscu walki pokolorowana była czerwoną farbą. Biegła,a w pewnym momencie dotknęła łapą ziemi i miała wizje. Poniosła ją do przodu przez teren, tak szybko,że przeleciała teren mierzący wiele kilometrów. Może mile. Zauważyła miskę jedzenia i ciemność, która zakończyła wizję Grace. Ta mając motyw przyspieszyła. Jej ruchy przypominały ruchy geparda.

Głód się nasilał a do tego zachciało jej się pić. Miała ochotę płakać ,ale nie miała czym. Jej łzy jakby wyschły. Zamknęła oczy i ujrzała twarz Gunnara gdy zamykał ją w pokoju, twarz Xawerego jak ranił ją w biodro i Dawida... Jak uśmiechał się do niej. Potem usłyszała ciche wycie, najprawdopodobniej ten dźwięk był tylko w jej głowie. Cicho zaskomlała, i spuściła głowę. Wtedy ukazał się duch.
- To do ciebie trzeba skomleć?! - Wychrypiała zaschłym głosem. Wilk podszedł do niej i zaczął szarpać sznury. Cristine jakby powracały siły.  Zaczęła szybciej oddychać , kiedy Wilk przegryzł więzy u rąk, zorientowała się że ktoś wziął jej scyzoryk. Sznury u nóg również przegryzł.
- Dziękuje. - Cristine wyszeptała cicho to jedno słowo, Wilk pokiwał głową i zniknął.
Cristine objęła kolana ,wzięła głęboki oddech i zaczęła wyć ,tak głośno jak tylko mogła. Wstała szybko i natychmiast opadła na ziemię. Nie miała siły. Pozostało jej siedzieć i wyć.

Grace w uszach grało wicie wilka. Nie wiedziała czy staję się one co raz głośniejsze czy odwrotnie, cichsze. Łapy zaczynały wolniej pracować, bo przed wilczycami była szeroka rzeka. Rudej wilczycy zostało jeszcze dużo sił,gorzej z Kalą. Kalina z Grace zatrzymały się przy brzegu, ruda wilczyca włożyła lekko łapę.
*Upoluję rybę, przepłynę rzekę i ty tu zostaniesz. Dobrze?*

Cristine siedziała ze spuszczoną głową. Słyszała cichutki głosik w swym sercu. Nie wiedziała co robić. Przyszedł mnich i nie zauważył że nie jest już związana. Dał jej jedzenie i picie ,a potem wyszedł. Najadła się do syta a potem zobaczyła w odbiciu wody ,że Dawid cały czas ją szuka i się nie poddaje. Wstała i podeszła do drzwi. Uchyliła je lekko ,oślepiło ją światło jarzeniówki. Spojrzała na prawą i lewą stronę korytarza. Pusto. Mogłaby uciec ale nie wiedziała w którą stronę. W końcu podjęła decyzję. Wzięła głęboki wdech ,wyszła z celi i zamknęła za sobą drzwi.
- Raz się żyje. - Westchnęła i poszła w prawą stronę.

*Nie...nie chce zostać sama.* odpowiedziała Kalina. Jej oczy parzyły na taflę rzeki.
*Muszę...*pomyślała Grace i jej łapa zanurzyła się w wodzie. Miała kolejną wizję. Zauważyła miskę z wodą, otwartą celę i zdezorientowaną Lucye. Kolejne łapy przesuwały się po wodzie. Powoli,by nie odstraszyć wszystkich ryb. Poczuła lekko uderzenie, obok jej łapy płynęła jakaś ryba. Pysk rudej wilczycy zanurzył się łapiąc zdobycz. Wilczyca wróciła do Kaliny i oderwała rybie kawałek głowy. Nie najadła się,ale musiała zostawić drugiej wilczycy, nie chciała jej zostawić po tym jak nie udało im się powalić jelenia.Jej mokre łapy poczuły zimno, lodowaty wiatr chłodził mokrą sierść wilczycy. Smutna wróciła do wody i zaczęła płynąć. Starała się płynąć prosto, co niestety  było niemożliwe. Była uparta i w końcu dopłynęła do brzegu wyczerpana. Mogła teraz pobiec poszukać schronienia, lub paść, odpocząć, ale będąc na pastwę losu. To była dla niej trudna decyzja, Kalina nie mogła jej pomóc. Rozmyślała nad tym, zdecydowała,że złapię rybę i napiję się, a potem ruszy dalej. Tak też zrobiła, weszła wody, położyła się na niej lekko, by woda jej pomogła iść. Na głębszej trochę wodzie zanurkowała i poleciała metr z prądem łapiąc większą rybę. Wynurzyła się i ruszyła do brzegu. Prąd rwał ją i gdyby nie była taka uparta, dawno by popłynęła. Padła na ziemi, nie chciała teraz zmienić się w człowieka, było by gorzej,o wiele gorzej. Dlatego położyła się na boku z rybą w pysku, odpoczęła chwilę i wstała. Ciężko było jej się podnieść, ale była silna. Poczuła krew ryby, właśnie odgryzła jej głowę. Zęby szarpały części stworzenia, a gdy przełknęła chwyciła drugi kawałek i szybko go przeżuła. Ostatni kawałek chciała oddać Kalinie, ale nie mogła. Nie mogła, by przepłynąć znów rzeki, skończyło, by się to za pewne utonięciem. W jej pysku zagościł ostatni kawałek, gdy runął przez gardło wilczycy, ona spojrzała na drugą towarzyszkę. Kalina leżała na drugim brzegu obserwując Grace. Miała obojętny wzrok, ale dobrze się przyglądając widziała tam zaniepokojone,smutne oczy dziewczyny. Wzrok rudego zwierzęcia przeniósł się na ziemię, łapy wilka zaczęły się przesuwać.Zaczęła biec.

Lonely i Wiki. ♥

piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 85.

Drzwi od domu zamknęte, obie dziewczyny stały w mrocznym początku zimy.
-Czy to już jest grudzień?-spytała zaskoczona Grace. Było jeszcze chłodniej niż wcześniej, czuła się jakby cała była zasypana lodowatą ziemią,którą wcześniej dotknęła.
-Prawdopodobnie.-wyszeptała Kalina.Spojrzała na strój Grace. Kozaki, czarne kozaki,które były prawie brązowe od brudu, dżinsy i koszulę w kratę.
-Nie pamiętam żebyś się przebierała.- powiedziała zaskoczona Kala.
-Ehh... szybka jestem.- wyszeptała Grace. Spojrzała na trawę, widziała odcisk łapy wilka. Zdziwiła się,ale dotknęła ją. Poczuła ciepło, gorący promień, zobaczyła jakiegoś chłopaka,a za nim dwa wilki.Mgła przysłoniła jej cały widok i zobaczyła wodospad. Chwilę później widziała tylko ciemność,która przysłaniała rude włosy. Sydney wizja ulotniła się, tak samo jak łapa...
-Kala...- wyszeptała zmartwiona Grace. Kucnęła trzymając dłoń w miejscu gdzie był odcisk łapy.
-Tak?-spytała nie pewnie. Czuła,że jej przyjaciółka coś wie,ale bała się zapytać. Nie wiedziała nawet o kogo chodzi.
-Wilki.-wyszeptała zła Sydney. Czuła obecność watahy, której szukały z Cristine na początku. Chciała teraz zmienić się w wilka i coś upolować. Nie chciała już trwać w postaci człowieka, tak bardzo pragnęła być tylko bezradnym wilkołakiem.
-Możesz...- wyszeptała Kalina. Wiedziała o co chodzi Grace i, by ją przekonać sama zmieniła się w wilka. Piękną wilczycę.
-Kala..-szepnęła zdziwiona blondynka i uśmiechnęła się złośliwie. Jej wzrok utkwił w lesie.-To się zabawimy.-
Zaczęła biec,a po chwili jej twarz stała się pyskiem, łbem rudej wilczycy. Nie pamiętała jak kiedyś wyglądała, ale czuła,że teraz wszystko może się zmienić w ułamku sekundy
Zatrzymała się gwałtownie. Obejrzała się,lecz nikogo za nią nie było. Poczuła,że ktoś stoi obok niej i szybko przerzuciła wzrok. To Kala. 
*Sarna?* spytała w myślach Kalina. Grace się oblizała.
*Jeleń.* odpowiedziała i zaczęła biec, co i raz zatrzymywała się,by poczuć woń stada. Chciała,by polowanie się udało bez szkód. Biegła i w końcu wybiegła na polanę, wielką polanę na której pasło się stado. Było kilka jeleni i wiele saren z młodymi. Choć,już nie takimi młodymi. Wilczyca zniżyła się, plusem było jeszcze to,że trawa całkiem nie uschła. Łapy pogłaskały zamarznięta ziemię, a brzuch prawie na niej położył. Zimno nie przeszywało jej ciała, Kalina robiła to co jej przyjaciółka. Była wybitną łowczynią, ale nigdy nie polowała w dwójkę, jedynie w czwórkę,lub piątkę. Łapy rudej wilczycy przesuwały się do przodu bezgłośnie. Jej ciemne oczy oglądały wszystkie strony, polowanie zaczęło się bardzo dobrze. Zbliżały się do stada.Od jeleni dzieliło je tylko 6-7 metrów. Zbliżyły się jeszcze trochę i gdy zauważyły spojrzenie jeleni w ich kierunku wyskoczyły z trawy chwytając jednego z mniejszych jeleni za nogi. Kalina niestety zaatakowała z przodu i dostała w brzuch rogiem. Grace wiedząc jak się to skończy gryzła tyle nogi i gdy jeleń chciał ją kopnąć zaciskała szczęki. Kalina upadła tylko kawałek od walczącego jelenia, szybko się podniosła i spostrzegając taktykę Grace, podbiegła do jelenia z boku i zatrzymała się pod brzuchem. W ułamku sekundy ugryzła najwyższą cześć nogi jelenia.Próbowała podnosić i uderzyć go w brzuch co udało się dopiero za czwartym razem. Sydney widząc okazję cofnęła się, ale Kalina wtedy upadła, a jeleń odbiegł. Polowanie zakończone. Grace spojrzała na nieprzytomnego wilka. Nie  wiedziała o co chodzi, dlatego czyściła językiem swoje zęby. Kalina wstała.
*Nie mogę już.* pomyślała i odwróciła się od Grace.

czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 84.

-Grace..-wyszeptała Kalina. Jej oczy powoli nabierały barw, które oświecały umysł Sydney. Blondynka spojrzała na wargi Kali, posuwały się do góry tak wysoko, aż odsłoniły zęby. Grace nie wiedziała czy ona to robi z przyjemność czy tylko dlatego, by jej nie zasmucić.
-Każde uczucie ma swoją twarz..- wyszeptała Kalina i spojrzała na swoje dłonie. Na jeszcze małe dłonie, które leżały w dorosłych rękach Grace. Jeżeli ją źle zrozumie będzie  trudno to powtórzyć, ale chciała tyle razy to powtarzać, by sama się o tym dobrze przekonała.
-Szczęście teraz podnosi twe wargi, piękne szczęście...Fart?- zaczęła szeptać Grace.
-Nie. To ja...- wyszeptała zadowolona Kalina. Miała pewność, że chociaż trochę poprawi humor Grace. Ona tylko lekko się uśmiechnęła.
-Tak myślałam.- zaśmiała się lekko Sydney ujawniając swe śnieżne zęby.
-Smutek.. ma taką okrutną twarz. Czasem czuję, że sama go wołam.- zwierzyła się Kalina- Gniew...Złość! To takie dziwne...jak tyle uczuć mogło znaleźć siebie w tak wielkim świecie, swoje twarze.-
-To tak jak ludzie, przecież każdy człowiek szuka swojego przeznaczenia w świecie, każdy ma inne. Swoje, mogą być podobne, ale .. czy myśli i czyny ich są takie same?- zaczęła kazanie Grace.
-Nie, oczywiście, że nie! A...miłość? Przecież ono ciągle walczy z zauroczeniem o twarz...-
-Ale miłość jest inna. Ma swoją twarz, szczerą, zauroczenie jest tylko złudzeniem. Jest złodziejem i kradnie twarz miłości, ale wiesz, ono też ma swoją twarz, fałszywą.- powiedziała Grace i dotknęła swojego oka. Otarła je delikatnie, miała wizję. Widziała ciemność, która się nie kończy. Słyszała szepty, cichutkie pomruki,które ją usypiały. Zobaczyła kroplę, małą kroplę...krwi. Usłyszała jęk Lucyi. I wtedy, gdy chciała wizję przedłużyć, ona jak na złość odeszła w przeszłość.
-Chyba...Lucya mnie potrzebuję.-wyszeptała zmartwiona. Poczuła się tak,tak... taka potrzebna. Nie pamiętała podobnych chwil, wszystkie złapały się wizji i uciekły od umysłu Grace.
-To chodź.- powiedziała Kalina. Grace szukała jej wzrokiem i znalazła ją przy drzwiach. Musiała nie zauważyć, gdy poszła.
-Idę.- szepnęła i wstała.


poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 83.

Grace wróciła do domu sama. Weszła przez bramkę do ogrodu. Każdy krok uginał zieloną trawę, jeszcze zieloną. Niedługo zima, święta. Upragniony odpoczynek. Dziewczyna tylko westchnęła. Doszła do domu. Spojrzała się za siebie na powoli umierającą przyrodę. Ukucnęła. Dotknęła delikatnie ziemię, lekko poczuła jej zimno. Patrzyła jak jej ręka kładzie się na lodowatej powierzchni. Czuła jak zimno przenika  jej ciało. Dłoń, nadgarstek,łokieć,ramię i dalsze części. Ułożyła na czarnej ziemi drugą ciepłą dłoń. Powoli zimno przenikało, gdy w  końcu dłonie się uniosły zostawiając zimno na ziemi.
-Zima..-wyszeptała zmartwiona Grace. Święta... zimno... bezdomni i śmierć? Cały czas główkowała jak zapobiec śmierci,lecz w tej chwili czuła jak zamykają się jej oczy. Usypiała się. Zamknięte oczy otworzyły się, ocknięta dziewczyna szybko wstała. Spojrzała na ogród. Czuła,że ktoś ją obserwuję, lecz nie mogła stwierdzić kto. Zaczęła czuć na dłoni chłód. Grzywka zasłoniła jej prawe oko. Rozejrzała się, patrzyła na każdy szczegół, na każdą poruszoną gałązkę i skąd wiał największy wiatr. Nie mogła dojrzeć nikogo, pustka. Była sama... Odwróciła się do drzwi. Brązowe drzwi otworzyły się, weszła do domu. Zamknęła na klucz drzwi i poszła do kuchni. Jej buty nie zostawiały żadnego śladu, ni błota, ni ziemi. Było czysto.
-Kiedy tu ostatnio sprzątano?- spytała samą siebie. Spojrzała na blat, brak radia. Nikt go tu nie zniósł. Dotknęła zamarzniętą ręką blatu. Był trochę cieplejszy od ziemi, ale mimo to był zimny. Grace lekko się przybliżyła do niego i usiadła. Położyła dłonie na swoje nogi, powoli zjeżdżając w dół i powracając na górę.
-Ciekawe gdzie przebywa teraz Cristine...-wyszeptała smutna. Nie miała powodu do szczęścia, które z każdą sekundą uciekało jej z dłoni, z zimnych dłoni. Pomyślała o tym jak River powiedział, że może kiedyś ją zabierze na koncert One Direction. O ich piosenkach, ale ta myśl nie trwała długo, bo ktoś zapukał do drzwi, do brązowych drzwi. Grace siedziała jeszcze sekundę i zeskoczyła z blatu. Otwierając sobie drzwi poczuła powiew wiatru. Wyszła z kuchni, zostawiając myśli o Riverze i One Direction w kuchni, małej kuchni. Przeszła koło drewnianych schodów i podeszła do drzwi. Była nie pewna, nie wiedziała kto tam stoi. Dotknęła kluczu w zamku, chciała go puścić,ale szybko go przekręciła. Ktoś otworzył drzwi. To była Kalina.
-Kalina?-spytała zaskoczona Grace. Kala była najmniej oczekiwaną w tym momencie osobą,ale jednak pamiętała o niej.
-Hej Grace.-powiedziała uśmiechnięta. Jej młody uśmiech pocieszał Grace. Nie miała też powodu do smutku,ale ciągle wpływał jej do dłoni i kieszeni.  Stała się ociężała.
-Widzę,że masz zamiar spać. Mogę wejść?- dodała Kala. Grace wymusiła na twarzy mały uśmiech i wpuściła dziewczynę do środka. Brązowe drzwi zostały zamknięte, a klucz przekręcony. Weszły obie do kuchni. Kalina usiadła na blacie, na miejscu blondynki. Grace musiała usiąść obok Kaliny, spojrzała na jej długie włosy. Wydawało jej się,że są nieskończone, ale gdy zauważyła koniec spojrzała się na dłonie. Leżące na kolanach, tam gdzie przeważnie je teraz kładzie.
-To.. co cię tu sprowadza?-spytała po momencie ciszy Grace.
-Myślałam,że zapytasz jak znalazłam twój dom. To był najmniejszy problem, ale chciałam cię odwiedzić.- powiedziała wesoła dziewczyna.
-Masz dużo pozytywnej energii...-stwierdziła Sydney.
-Wiem.-odpowiedziała dumnie Kalina. Grace tylko się lekko zaśmiała i postawiła je w ciszy.
-Wiesz,że River wrócił?-spytała blondynka. Miała nadzieję, że tego akurat Kala nie wie.
-No jasne,że wiem. Hm... zmieniłaś się trochę.- powiedziała. Grace spojrzała na jej twarz, zauważyła,że Kalina nie uśmiecha się z przyjemności, bardziej z przymusu. Jej piękne,białe zęby się schowały. Wargi zostały tylko trochę wygięte.
-Wiem.-szepnęła blondynka.
-Bardzo wydoroślałaś. Za to cię podziwiam.- powiedziała. Jej lekki uśmiech znikł, nie czuła się zbyt szczęśliwa, w przeciwieństwie do Grace. Każda chwila z Kaliną dawała jej gram szczęścia. Nachalnie brała gramy do kieszeni, ale co tam dał gram? To było jednak zbyt mało, by jej wargi się uniosły. Nagle poczuła jak młoda ręka ją przytula. To Kala...
-Nienawidzę dorastać. Chcę być zawsze młoda wyglądem, lub duchem tak jak ty.- szeptała Kalina.
-Tylko, gdy będziesz dorosła będziesz mogła taka być.- wyszeptała Grace. Patrzyła na smutne oczy dziewczyny. Widziała tam swoje oczy, gdy mama ją opuściła. Dokładnie to się tak właśnie czuła, choć.. to co czuła nie da się nazwać, więc to uczucie zostanie jej sekretem. Sekretem kolejnym w kolekcji.
"Patrzę na przeszłość próbując dostrzec czas,
widzę jedynie cień zegara i jego baterię.
Czuję jak zapadam się w czarnej dziurze,
jak ucieka mi smutek."


niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 82.

Kiedy się obudziła, była w ciemnym pomieszczeniu. Palcami dotknęła podłogi. Zimna, z kamienia. Światło dobiegało jedynie z pode metalowych drzwi. Próbowała wstać z zimnego podłoża - nie mogła. Jej nogi były związane łańcuchami.
- Gdzie ja jestem? - Zapytała samą siebie.
- W lochu. Stąd nie ma wyjścia. - Powiedział ktoś. Miał ochrypły głos starego mężczyzny. Rozejrzała się jednak niczego nie zobaczyła. - Jestem duchem. - Wyjaśnił. - Umarłem tu, w tym miejscu skonałem - Pokazał miejsce na którym ona siedziała. - Wynieśli moje ciało ,ale dusza tutaj została. To moje miejsce.
- Ale..Gdzie My jesteśmy? Czyi to loch?
- To mój loch! - Wychrypiał duch.
Cristine nie miała już do niego cierpliwości.
- Jesteśmy w jakimś zamku? - Powiedziała zdeterminowana.
- Tak, jak już pewnie wiesz, są wampiry i wilki. To zamek Króla Wampirów - Schylił głowę jakby oddając mu hołd. - Szuka on dwóch, mlecznych sióstr. Wilczyc o dużych zdolnościach... Jedna miała spłodzić córkę ,a w jej żyłach płynęłaby krew zarówno wampira, jak i wilka. Ona miała te dwa rody pogodzić. Ale cały las już wie ,że dziecko nie żyje. Chcą zabić jej matkę i wampira, o tej samej grupie krwi. - Cristine otrząsnęła się. - Zmieszają krew i dokonają transfuzji. Druga mleczna siostra ma syna, on ma uratować nas wszystkich. Niestety, wampir i obie siostry umrą. Krew będzie brana prosto z serca. Ja byłem wilkiem...
-  A ja jestem jedną z mlecznych sióstr. Moja córka umarła kilka dni temu po tym jak Grace, moja siostra pogryzła mnie. Kto jest tym wampirem?
- Adam.
- Jest jakaś możliwość by mleczne siostry przeżyły? - Spytała niepewnie.
- Jest, wystarczy złączyć wilczyce z wampirem. Ich dziecko będzie mieszańcem. Od dziecka będzie miał wpajaną magie i wszystko dobrze się ułoży.
- Grace i Adam. Skąd ta pewność że dziecko jest Rivera - Głośno myślała. - A daleko stąd do Minnesoty?
- Wiele mil. - Westchnął duch.
Cristine zaczęła wyć. Nie dostawała odpowiedzi. Jeszcze głośniej.
- Co ty robisz? Jesteśmy pod ziemią. Tu nie ma okien. On cię nie słyszy.
 * Cristine? Wołałaś mnie? Gdzie jesteś? * - Dostała wiadomość od Dawida.
- A jednak słyszy. * Wołałam. W zamku Króla Wampirów. Lochy. Ja chyba... chyba Cię kocham.*

Rozdział 81.

Grace siedziała na swoim łóżku.Już nie płakała.
-Dragon...- szepnęła do siebie. Musiała znaleźć River i swojego syna. Wstała,zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała na radio. Wyłączone...
-One Direction... może kiedyś.- powiedziała półszeptem. Wyszła z pokoju. Czuła się pewniejsza siebie jak nigdy wcześniej. Nagle usłyszała,że ktoś puka do drzwi. Zeszła schodami i otworzyła drzwi. Znów Adam...
-Po co ty tu?- spytała.
-Chcę pomóc.-odpowiedział.
-Śledzisz mnie?- zadała kolejne pytanie.
-Nie...tak.- odpowiedział. Skulił głowę.
-Tylko nie płacz.-zaśmiała się dziewczyna.- Okej..to chodź.-
-Jest.- wyszeptał. Dziewczyna zmieniła się w wilczycę.
*Najpierw nora...* pomyślała. Zaczęła biec, Adam doganiał ją czasem. Weszła w końcu do nory. Tam leżał czarny wilk,a koło niego mały szczeniak. Spali...
*Pf... * pomyślała wilczyca. Złapała syna w paszczę i gdy miała się odwrócić,by wyjść czarny wilk ją lekko ugryzł.
*Grace?!* pomyślał zaskoczony. Wilczyca wyszła nie zwracając na niego uwagi,ale on wyszedł za nią. Zmienili się w ludzi.
-Przyszłaś tylko po Dragona?-spytał.
-Tak.-odpowiedziała. Adam schował się za drzewami.Podszedł do niej.
-Ostatnio powiedziałem coś hm... strasznego? Dla tego proszę o wybaczenie.- powiedział.
-Hm...też nie jestem bez winy. Dlatego  wybaczam.- powiedziała się uśmiechnęła. Pocałował ją.
-Jak ja cię kocham.-wyszeptał.
-No ja ciebie też.- powiedziała Grace.-Happy end?
-Happy end.- zaśmiał się lekko River.

"Zawsze jest happy end,
tylko czasem musisz dłużej czekać.
Ja czekam na kolejny happy end,
potrzebuję jego szczęścia.

Kocham wiele osób,
ale ciebie najbardziej.
Czuję jak biję twoje serce,
tylko gdy przy mnie jesteś."
-Zdolna jesteś.- szepnął jej River do ucha.
-Zdolna?-spytała.
-Piękna.- odpowiedział.

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 80.

Stanął po jej stronie. Walczył dzielnie. Nie dopuszczał ich do Cristine. Ale nie dał rady. Padł na ziemię. Patrzył jak oni do niej podchodzą. Ona broniła się. Próbowała uciec. Krzyczała, płakała!
Została uderzona w plecy i przewieszona przez ramię. Spuściła głowę ,a łzy płynęły po skórzanej kurtce Xawerego. Szli długo, aż dotarli do chatki w głębi lasu. W jej pokoju było tylko jedno, małe okno ,a za nim kraty. Xawery i Gunnar byli w drugim pokoju.
Leżała na łóżku. Jeden nadgarstek miała przywiązany grubą liną, ale była długa, mogła wstać i podejść do okna.
- Pełnia. A on tam leży, sam. - Szeptała do siebie.Spojrzała na księżyc i zaczęła śpiewać.

"...I zabierz mnie stąd
Zabierz mnie do Siebie
Do Twoich rąk
Na bezpieczny ląd..." 

Oni stanęli w drzwiach i patrzyli na nią. Nie zauważyła ich. Położyła się i nadal patrzyła przez okno. Coś ściskało jej serce. Miała ochotę krzyczeć, rzucać krzesłami! Była wściekła na tych dwóch...

"...Już na zawsze będziesz w sercu mym
Będziesz gwiazdą na mym niebie
Każda myśl i każdy szept
Wszystko przypomina Ciebie
Od zimna cała drżę
Ze łzami w oczach czekam na sen
Może w nim zobaczę Cię
Jak słyszysz mnie to przyjdź...."

- Ładnie, ładnie - Powiedział Xawery. 
- Do czego jestem wam potrzebna? - Nie odwróciła się do nich. Chmury zasłoniły księżyc. Usłyszała wycie wilka. Davida. Cały czas dźwięk się urywał. Czerpał powietrza i wył dalej.

" ...Nie płacz ja przecież jestem tam gdzie Ty
W powiewie wiatru i mgły
Ja, żyję przy Tobie w codzienności tych dni
W każdym spojrzeniu chwil
Popłynę kiedyś z Tobą na drugi brzeg
Pokażę świat bez łez
Lecz, To jeszcze nie jest ten czas
To nie jest ten dzień
Więc śnij swym snem.. "

Zawył głośniej. Rozpaczliwie. Był zmęczony, nie miał już sił. Ona zakryła uszy dłońmi i zaczęła szlochać. 
- Ha, teraz cierpisz, jak ja kiedy powiedziałaś że cie nie kocham - Powiedział Gunnar. 
- Bo nie kochasz.
- Już nie... - Stwierdził.
- Do czego jestem potrzebna? - Powtórzyła. 
- Zobaczysz. - Powiedział Xawery.
- A i jakbyś mogła wyć ciszej. - Dociął jej Gunnar i wyszli. Połykała łzy. Nie miała już sił. 
- Jak Romeo i Julia... - Westchnęła. 
On wył coraz to głośniej. Prosił o znak od niej. Więc znowu zaczęła wyć. Przeraźliwie cienko i piskliwie. 

***

Biegł tak szybko jak tylko mógł. Zatrzymywał się i wąchał teren. Wył, i biegł dalej. Był wytrwały. Łapy go bolały, uginały się ze zmęczenia.Wiatr czesał jego czarną sierść.
***
Wyła cały czas. Nie przerwanie. Xawery wszedł do pokoju i wbił jej płyn ze strzykawki w ramię. Chwile potem usnęła.
***
Nie mógł znaleźć tropu, a Wilczyca nie dawała znaku życia.
- Odezwij się! - Błagał.
Zwolnił tempo. Kuło go w gardle. Łzy chciały wyjść na powierzchnie.
- Nie! Odnajdę ją, nawet gdybym miał stracić potem życie.

Rozdział 79.

Grace cały czas stała. Bardzo się bała. Nie wiedziała czy teraz ma iść szczęśliwa,że kogoś zabiła, choć był on też mordercą i wampirem. Czy ma tak stać smutna, że zabiła już dwie osoby? Nagle poczuła, że ktoś chwycił ją za ramię.
-Pamiętasz, gdy byliśmy na plaży?- spytał jakiś chłopak. Grace nie była pewna czy to Xawery,River czy Adam. A może ktoś inny?
-Ktoś ty?- spytała nie odwracając się do chłopaka.
-Adam.- szepnął. Ona szybko się odwróciła.
-Nie znam cię.- powiedziała niepewnie.
-Nie oszukuj samej siebie.- powiedział. - Chodź. Zabiorę cię do domu.
-Nie mogę.- szepnęła blondynka.
-Eh... Grace. Nie przejmuj się tą wiedźmą, nie masz po co. Uwierz mi.- powiedział.
-Jak?-spytała.
-Yh... tak myślałem. A teraz idziemy do domu.- odpowiedział. Szybko wziął dziewczynę na ręce i prędkością wampira zaniósł Grace do ogrodu.
-Nie ma za co.- szepnął.
-Dokładnie. Nie ma za co.- powiedziała i zeszła z rąk chłopaka. Nie oglądając się za nim poszła do domu. Gdy wchodziła schodami poczuła zapach tostów.
-River?- spytała cicho. Weszła do swojego pokoju. Zobaczyła Rivera siedzącego przy Dragonie, jadł tosty.
-Byś się podzielił.-zaśmiała się lekko Sydney. On podał jej jednego tosta.
-Sam ser.- powiedział. Ona usiadła koło niego.
-To dobrze.Dziękuję.- szepnęła mu do ucha i pocałowała go w policzek.
-Nie ma za co.- szepnął chłopak.
-Oj jest,jest mój drogi.- odpowiedziała. On ją przytulił i ustami musnął jej wargi.
-Kocham cię.- wyszeptał.
-Serio? Ale założę się,że mniej niż ja ciebie.-powiedziała.
-Założysz? O ile?- zaśmiał się lekko chłopiec.
-Jak fajnie mieć w rodzinie czarnego wilka.-powiedziała.
-Czarny. Jak dobrze mieć w rodzinie szaloną i dzielną wilczycę.- powiedział River.
-Chcesz się wymieniać komplementami? Nie wiem ile ich zdołasz wymyślić,bo mi ciągle przychodzą do głowy.- odezwała się dziewczyna.
-Na pewno mniej niż ja.- stwierdził chłopak.
-To wyzwanie?- spytała zadowolona. Nagle ktoś zapukał do drzwi pokoju.
-Proszę.- powiedziała Grace. To Adam przyszedł. Podał dłoń na przywitanie River'owi.
-Siema.- powiedział.
-Po co ty tu?- spytała zła Sydney.
-Chcę tylko jednego. - zaczął.- Muszę ci to powiedzieć. Sorry, River, ale nie zasługujesz na taką dzielną dziewczynę jak ona. Zostawiłeś ją...
-Wyjdź!- krzyknął zły River.
-Samą. Wiesz ile ona przeżyła? Ja to wszystko wiem... Znam ją od dziecka. Nie to co ty. Nigdy na nią nie zasługiwałeś, nawet nie wiesz o tym co przed chwilą się działo. Ileś minut temu,ona...-
-WON!- krzyknęła w końcu Grace.
-Zabiła wampira. Sape. Widziała krew...-
-Skąd ? Grace?- pytał River. Ona zaczęła płakać, powoli stawała się wściekła.
-Wyjdź.- wyszeptała. Chłopak nie chciał jej przytulił, nie wiedział prawie o niczym.
-Minęła się kilka razy ze śmiercią. Kto ją bronił? Nikt. Nikt jej nie pomógł. Też zrobiłem błąd,czułem jej strach,a jednak ciągle bałem się jej pomóc. Teraz żałuję, wybacz mi Grace.-
-Już? To wyjdź!- zaczął River. Adam prędkością wampira zbliżył się do Grace i ją pocałował. Ona to zignorowała.
-Wyjdź.- szepnęła ponownie. Adam wyszedł.
-Grace... nic..nic mi nie mówiłaś. Teraz wiem, że mogłem zostać w Australii. Nie..nie wiem czemu tu wróciłem... dla kobiety, które nic mi nie mówi? Nie, nie mogę... idę. Biorę Dragona.- powiedział zły River. Szybko wziął syna na ręce.
-Płacz... chyba tylko to już ci zostało.- wyszeptał. Wyszedł.
-Nienawidzę Adama...- szepnęła do siebie płacząca dziewczyna. Usłyszała,że leci w radiu. One Direction- Moments.
-Pf... jaka piosenka.- powiedziała zła.
 

Rozdział 78.

- Kto to jest? - Spytała Cristine zwracając się do Grace.
- Kto to był. - Poprawił ją David.
- O, właśnie. - Uśmiechnęła się do niego. Zauważyła że siostra widzi ,że trzymają się za ręce i się uśmiechają. - Nie , Grace. Nie jesteśmy razem. - Wiedziała ,że to co powiedziała mogło zaboleć Davida ,ale taka była prawda. Zacisnęła mocniej jego dłoń. Nie chciała żeby odchodził. Potrzebowała wsparcia, a jedyne jakie miała dotąd... Siedzi zapewne na kanapie ,popija piwo i ogląda mecz. - No więc kto to?
- Sape. Wampir. Próbował mnie zabić. - Mówiła cała roztrzęsiona. Cały czas oglądała się za siebie. - Mój ojciec, albo jego duch... Był tutaj. Dziękował mi.
- Nie zdawało Ci się to? Jesteś pewna? - Mówił David.
- Tak. Całkowicie. - Zapewniała go Grace.
- Tu jest za dużo krwi. - Powiedział David.
- Pierwszy raz spotykasz się z takim widokiem? - Zaciekawiła się Cristine. - Ja ostatnio kilka dni temu widziała martwy płód. I krew się ze mnie lała litrami. Może Gunnar ma jakieś zdjęcia na pamiątkę.
- Oh, Cris, przestań. On Cie kocha - Grace się wtrąciła.
- Nie kocha. - Odparowała. David przysłuchiwał się bacznie. - No zobacz. David ,masz dziewczynę?
- Yh.. Nie. Nie mam. - Powiedział trochę zakłopotany.
- No a jak byś miał to całowałbyś inną.
- No wiesz... To zależy od tej innej. Od jej charakteru, wyglądu... Dla takiej jak ty...
- Kolejny się znalazł. Nie mam na was wszystkich sił. - Machnęła ręką i poszła w kierunku domu.
- Kobieta ma humorki. - Westchnął David.
- Ona jest mistrzynią.
- Ale pociąga - Przyznał David.
- Ehm. - Grace westchnęła.
David poszedł w kierunku Cristine. Raz na jakiś czas przyspieszał.
- Hej, czekaj! Co tak pędzisz?
Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła.
- Coś tu jest! - Powiedziała zaniepokojona. On przybliżył się do niej. O krok. I kolejny. Zaczął głaskać ją po głowie. Objął ją. Czuła ,że nic jej nie zagraża do czasu gdy... Kilka metrów za plecami Davida zauważyła Gunnara i Xawerego. Wtuliła się jeszcze bardziej by powstrzymać trzęsienie ciała.
- Davidd... - Powiedziała zaniepokojona. Bowiem bała się Xawerego. A Gunnar może być z nim w zmowie. - Zobacz.
Chłopak obejrzał się, i nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Przecież tobie nic nie zrobią. Oni chcą ciebie, ale nie zabiją. Jestem z tobą więc mnie też nie ruszą. Prawda? - Skierował pytanie do nich.
- Tak. Ale poczekamy. Nie będziecie tak stać w nieskończoność. - Mówił Gunnar.
- A wtedy ... - Zaczął Xawery
- Pożałujesz ,że ją w ogóle poznałeś. - Dokończył Gunnar.
- Ale ... Ja.. ja nie jestem potworem. - Mówiła Cristine.
- Nie ufaj wilkom - Szepnął jej chłopak i poszedł w ich kierunku.
Multum myśli przeleciało jej przez głowę. Przecież ona ,Grace, Gunnar, River, Xawery, Matka i Ojciec... Nawet David był wilkiem. 
- David. - Stała i patrzyła na niego załzawionymi oczami. - Proszę, nie. - Nie wiedziała czy będzie jej bronić czy walczyć przeciwko niej. Usiadła na mchu, zakryła twarz dłońmi i zaczęła cicho szlochać. 

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 77.

-Mogę już iść?- spytała Lucya. David dotknął lekko jej włosów.
-Jesteś jeszcze mokra. - stwierdził David.
-A co ma do tego?- zadała pytanie dziewczyna.
-Dużo,oj dużo...- odpowiedział chłopak. Cristine tylko lekko się uśmiechnęła.
-Lubię,gdy się uśmiechasz. Masz taki piękny uśmiech.- dodał po chwili David.
-To muszę się częściej uśmiechać.-stwierdziła Lucya.
-Heh...- zaśmiał się chłopak. Lekko przybliżył się do dziewczyny, która usiadła.
-Zimno mi...- powiedziała. On szybko ją przytulił.-Cieplej...-
-To dobrze.- odpowiedział. Dotknął drugą ręką włosów Lucyi.-Piękne.-
-Dziękuję.- podziękowała dziewczyna. On lekko przybliżył głowę, tylko 10 cm dzieliło ich usta.
-Nie wiem...- szepnęła Lucya.
-Czego?- spytał chłopak.
-Czy mogę...- zaczęła dziewczyna, lecz w tedy jego usta dotknęły jej warg. Zamykała oczy, czuła maślane usta chłopaka. Nie pasował do niego ten smak, ale ona go ciągle poznaję. Cudny smak.
   Sape szybko odepchnął wilczycę, która walnęła w drzewo. Była strasznie wściekła, już ledwo się podniosła. Po jej kłach spływała krew, ugryzła go w rękę. Szybko zaczęła planować kolejny atak.
    Lucya poczuła się znów szczęśliwa. Maślany smak tak ją ciągnął, ale trzeba kiedyś skończyć. David spojrzał się na Cristine.
- David...- szepnęła.
-Cristine...- szepnął. Dziewczyna wzięła jedną dłoń i dotknęła włosów chłopaka. Miękkie włosy. Chciała usnąć i przytulić się do niego, poczuć woń jego włosów. Zamknęła oczy i poczuła jak jego usta znów dotykają jej różowych warg.
    Pokazała swoje krwawe kły i skoczyła do przodu, by zmniejszyć odległość. Sape stał zadowolony, przewidywał zwycięstwo. Grace ciągle zyskiwała siły,a za razem je traciła. Poczuła zapach krwi, krwi Sape'a. To było dla niej bardzo przyjemne. Dotknęła językiem kłów, smak wampirzej krwi. Nigdy nie zapomni smaku krwi osoby,która chce ją zabić. Nagle zauważyła,że od Sape dzieli ją tylko dwa metry. Szybko jako wilk skoczyła na najbliższe drzewo i lekko się wspięła, po czym szybko zeskoczyła wyginając się jak wielki kot. Wylądowała obok Sape, który w momencie skoku wilczycy przesunął się. Wilk szybko to spostrzegł i wygiął się, uderzył wampira,który nie zdążył się cofnąć. Sape upadł. Grace szybko na niego skoczyła. Jej pysk był w krwi, jej i Sape'a. Mogła go teraz zabić.
    Nagle Lucya usłyszała jakiś szum. Oderwała wargi i spojrzała na las ich otaczający. Zobaczyła tylko jakąś czarną smugę.
-Nie przejmuj się.- powiedział David. W pewnym momencie Lucya zobaczyła twarz Adama.
-Adam?- spytała po cichu.
-Co? Widziałaś coś?- spytał zdziwiony David.
-Tak...chłopaka.-odpowiedziała Cristine.
-Ja tam nic nie widziałem.- stwierdził chłopak.
-Bo się nie patrzyłeś. Muszę iść szukać Grace.- powiedziała dziewczyna i wstała. David szybko chwycił ją za rękę.
-Mam iść z tobą?-spytał.
-A chcesz?- zadała pytanie Lucya. On szybko wstał. Zaczęli biec.
    -Grace,Grace ,Grace... będziesz tego żałować.- zaczął Sape.
*Nie będę.* pomyślała wilczyca.
   -A może wiesz jak zginął twój ojciec?- spytał.
*Zaginął.*
-Wmawiaj sobie to...tylko ja znam prawdziwą wersję.- powiedział.
*Ty...to ty go zabiłeś!*
-A kto inny?-
*MORDERCO!* Grace nie spostrzegła,że w tej chwili ....
   -Gdzie ona może być?- spytał David Lucye.
 -Prosiła o pomoc, pamiętam to.- odpowiedziała Cristine. Byli nie daleko Grace, ale zbyt daleko,by wyczuć dokładny zapach. Czuli tylko zapach krwi...
-Czy ty też to czujesz?-spytał chłopak.
-Niestety,ale tak...-wyszeptała dziewczyna.
  Grace stała jako dziewczyna tyłem do martwego Sape.
-Musiałam.- szeptała sama do siebie.-Ja musiałam.-
Zamknęła oczy, łza spłynęła po jej policzku. Była tak smutna.
-Cicho. Nie płacz.- zaczął jakiś głos. Grace pomyślała,że to River.
-Wiem co teraz sobie myślisz River...- zaczęła, ale głos jej przerwał.
-Ja nie jestem River.- powiedział. Dziewczyna szybko otworzyła oczy...
-Tato...- wyszeptała. Miał czarne krótkie włosy, zielone oczy i ciemną karnację.
-Nie płacz kochanie. Musiałaś to zrobić.- powiedział.
-Nie musiałam, mogłam...no nie wiem...- powiedziała dziewczyna. Spojrzała na ziemię, poczuła jak ręka ojca ją obejmuję.
-Musiałaś, kochanie.Musiałaś. Teraz trafi tam gdzie już dawno miał trafić. Wybacz...- powiedział ojciec.
-Tato, za co mnie przepraszasz?- spytała zdziwiona dziewczyna. Spojrzała na twarz ojca.
-Gdy bym wcześniej sam go zabił, nie musiałabyś tak cierpieć.Ten wampir żył już za wiele.- powiedział.
-Tato, kocham cię.- powiedziała dziewczyna.
-Ja ciebie też.- odpowiedział ojciec. Grace przytuliła się do ojca. Zamknęła oczy i jak je otworzyła..stała sama.
    

Rozdział 76.

Lucya siedziała właśnie nad wodospadem w postaci człowieka. Chciała się utopić. Powoli zanurzała się w wodzie. Miała na razie wodę do pasa,do szyi i aż po sam nos. Zrobiła jeden mały krok do przodu i zanurzyła się. Dopłynęła do dna i położyła tam nogi.W pewnym momencie chciała jeszcze to przemyśleć,ale stopa się w coś wplątała. Nie było dla niej nadziei i już traciła przytomność,gdy David odplątał jej stopy.Oboje się lekko wznieśli. Lucya straciła przytomność. David szybko wziął ją na ręce i podpłynął do brzegu. Położył ją na piasku.Ona szybko się obudziła,bo dostała w myślach wiadomość od Grace.
-Grace..ona mnie potrzebuję.- wybełkotała.
-Nie teraz Cristine! Właśnie minęłaś się z śmiercią! Co ty chciałaś zrobić? Nigdzie nie pójdziesz teraz... nie możesz.- powiedział.
-Uratowałeś mnie?- spytała.
-A kto inny?-
-Muszę biec do Grace...- powiedziała jeszcze raz Lucya.
-Nie.- wyszeptał chłopak. Usiadł koło dziewczyny i podniósł jej głowę.
-Nie teraz.- dodał. W tej chwili Grace leżała przyciśnięta do ziemi. Wampir był bardzo silny bez tej całej siły wampira. Wilczyca po prostu patrzyła jak Sape się do niej przybliża. Wiedziała,że chcę on to zrobić tak jak z normalnymi ludźmi. Ale Grace nie była zwykłym człowiekiem i jakimś sposobem mogła to przeżyć.
-Masz jakieś ostatnie życzenie?- spytał Sape. Miał kły kilka centymetrów od gardła wilczycy. Czuł jak czerwona krew płynie w tych żyłach. Sydney zaczęła kopać Sape w brzuch i drapać go łapami,ale on w tedy zaczynał mocniej zaciskać rękę na szyi wilka. Mógł ją udusić,lub zabić ją w sposób wampira. Wilczyca stała się dziewczyną.
-Czemu?-spytała.
-Za dużo już wiesz, za to,że jesteś wilkołakiem. Jeden wilkołak mnie, jeden krok więcej do władzy. Kiedyś już tylko wampiry będą rządzić tym światem. Będzie cudniej... Dokładnie to nie mam ochoty cię zabijać. Może byś tak sama z swojej woli się poddała i popełniła samobójstwo? Było by łatwiej.- powiedział Sape.
- Jesteś strasznie gadatliwy. Wolę już umrzeć niż ciebie słuchać.- powiedziała Grace. Sape szybko zacisnął rękę na szyi dziewczyny.
-Pożałujesz tej decyzji.- powiedział zły wampir.
-Nie...nie ja pożałuję, lecz ty!- krzyknęła Grace. Spojrzała się na słońce, zachodziło.
-O...jakie to słodkie.-powiedział Sape.
-Długo będziesz się mną bawić?- spytała.
-Pff...psujesz zabawę moja droga. Szybka śmierć jest taka...nudna?-
-Przynajmniej bezbolesna...-stwierdziła dziewczyna.
-Dlatego lubię, gdy moje ofiary najpierw proszę o litość. Ale potem i tak umierają...- powiedział Sape.
-Zabij mnie już!-krzyknęła. On zaczął się lekko przybliżać. W tedy Grace miała wizję. Zauważyła wodospad, Lucye i Davida. Widziała Dragona,który został uspany przez Rivera oraz zaniepokojonego Gunnara. Poczuła oddech wampira.I gdy czuła jak kły dotykają jej skóry zmieniła się w wilka i przednią łapą zadrapała wampira. On szybko się odsunął.
-Widzę,że ty też masz ochotę się pobawić. Z miłą chęcią.- powiedział. Wilczyca szybko się podniosła i ukazała Sape'owi kły. To był moment, który zadecyduję o przyszłości świata. Grace  było tak brak Cristine, ale cóż... Sape lekko do niej podszedł i też zaprezentował swe wampirze kły. Wilczyca też do niego podeszła. Tylko półtorej metra ich dzieliło od siebie. W pewnej chwili wilczyca skoczyła na wampira i...

Rozdział 75.

Grace wróciła do pokoju. Z jednej strony była taka szczęśliwa,że Lucya jej wybaczyła,ale z drugiej była smutna, bo tak bardzo chciała,by było tak jak dawniej. Gdy weszła zobaczyła River'a karmiącego Dragona.
-No proszę.-powiedziała zadowolona Sydney. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła koło River'a.
-Teraz ty.- powiedział uśmiechnięty River i dał Grace na ręce chłopczyka,potem podał butelkę pełną mleka. Grace zaczęła karmić.
-Skąd wziąłeś butelkę?-spytała ciekawa blondyna.
-Nie ważne.- powiedział River. Grace się na niego spojrzała podejrzliwie.
-Kupiłem.- powiedział River i się uśmiechnął.
-Pójdziesz po radio do kuchni?- spytała matka.
-Dobrze.- powiedział i lekko musnął ustami jej czoło. Wyszedł. Grace uśmiechała się do synka, był bardzo słodki.
-Kiedyś będę żałowała...- wyszeptała dziewczyna.
 -Czego?-spytał River wchodząc do pokoju z radiem.
-Niczego.-powiedziała mama. Chłopak się uśmiechnął i włączył radio. Leciała właśnie piosenka One Direction - What Makes You Beatiful.
-On bardzo lubi muzykę.- powiedziała Grace. River postawił radio na stoliczku koło biurka i usiadł koło swojej dziewczyny.
-Musimy się kiedyś ożenić.- szepnął jej do ucha.
-Wiem.- powiedziała i go lekko pocałowała. Spojrzała się na synka. Najadł się.
-Okej...najadł się. Teraz ty go przebierzesz, bo czuję kupkę.- powiedziała dziewczyna. Miała szeroki uśmiech na twarzy.Podała syna River'owi.
-Grace...jak ja cię kocham.- powiedział wesoły.
-Zabierz mnie na koncert One Direction.- powiedziała Sydney.
-Kiedyś cię wezmę.- powiedział i położył chłopca na łóżku. Rozpiął jego pieluchę. Było w niej dużo kupki..
-Fuj...słońce. Po co zrobiłeś tyle mleka?- zaśmiała się lekko Grace.-Wisiorek.-
-Dałaś jej?- spytał.
-Nie. Pójdę teraz jej dać.- powiedziała i szybko wyszła.  Weszła do pokoju mlecznej siostry.
-Lucya ... Lucya! Gdzie...o mój...- zaczęła zaniepokojona Grace. Szybko wybiegła na dół spotykając Gunnara.
-GDZIE ONA?GDZIE?- zaczęła na niego krzyczeć.
-Pobiegła.- odpowiedział.
-I NIE POBIEGŁEŚ ZA NIĄ?! Yh...powiedz River'owi,że poszłam na zakupy.- powiedziała i szybko wybiegła. Wiedziała,że będzie łatwą ją znaleźć po zapachu, ale bała się o nią dlatego, że wie do czego zdolny jest Xawery. Zaczęła biec jako dziewczyna,a  po chwili jako większa już wilczyca. Była bardzo silna i pełna motywu do wiecznego biegu. Czuła się jak koń podczas cwału, który u koni nie trwa długo. Nie to co u wilczycy. Czym dłużej biegła tym mocniejszy był jej zapach. Nagle coś ją przewaliło to...Sape.
-Teraz wilczku nie będziesz miał tyle szczęścia.- powiedział. Złapał ją za gardło, spod warg wysunęły się dwa kły. Grace wiedziała,że może tego nie przeżyć. Wiedziała,że teraz musi połączyć się z Cristine. Wiedziała,że teraz wszystko zależy od niej.
*Lucya...ratuj.Sapeee.....*



Rozdział 74.

- Dlaczego? - Zapytała Sydney.
- Zawiodłaś mnie. Gunnar też. - Cristine ostatnimi siłami powstrzymywała drżenie głosu.
Grace wstała i wyszła. Już i tak nic nie zdziała. Minęła w korytarzu Gunnara i powiedziała mu wszystko. Poszedł do Cris z nadzieją ,że do niego też się odezwie.
- Witaj. - Powiedział zamykając drzwi. Cristine nawet na niego nie spojrzała. - Słuchaj, jak mam to naprawić skoro ty się nie odzywasz?
Spojrzała na niego jak na idiotę. I właśnie tak się czuł. Patrzył na nią wyczekująco. Prosił o odpowiedź.
Ale co ona miała mu odpowiedzieć? Hej? Ciekawe po co...
- Zjesz coś ? - Spróbował zagadać.
- Nie. - Odparła natychmiastowo.
- Od kiedy nie jesz?
- To chyba ty powinieneś wiedzieć. Ja cały czas spałam. - Powiedziała. 
- Cristine. - Przybliżył się do niej. Zdrętwiała. Chciała go pobić, ale również chciała się w niego wtulić. Nie wiedziała co zrobić. A więc pozostała neutralna. Objął ją ramieniem, bardzo delikatnie. Dostrzegł ,że ma napięte mięśnie. Ale zaryzykował. - Wybacz.
- Zrobiłeś świństwo, myślałam ,że mnie kochasz i ,że zależy ci na mnie. Albo chociaż na dziecku. - Powiedziała trzęsąc się.
- Bo zależy.
- Gdzie jest moje dziecko. - Powiedziała zwykłym tonem.
- Lekarze zabrali. Cristine, też mi smutno.
- Wcale nie jest ci smutno! - Wstała i zaczęła krzyczeć w jego kierunku. - W ogóle ci na nim nie zależało! Miałeś gdzieś co się z nim stanie! Widziałam twoją reakcje jak Grace przyniosła pudełko! Uśmiechnąłeś się! I co? Myślisz ,że wybaczę? Opiekowałeś się mną z przymusu, już tego nie potrzebuje. Nic mnie teraz nie powstrzymuje. Mogę umrzeć. - Wybiegła z pokoju. Potem z domu. Zmieniła się w wilka i pognała przed siebie. Łzy leciały nieustannie.
- Cristine! Czekaj! - Krzyczał za nią. Na daremno...

Rozdział 73.

-Oby wszystko się ułożyło.- powiedziała w pokoju Grace.
-Ułoży.- powiedział River- Dragon się budzi pójdę przygotować mleko. Chyba,że on jeszcze nie piję z butelki. Wiem,że nie masz, ale sobie poradzę.- powiedział River i wstał z łóżka. Grace podeszła do niego i go pocałowała.
-Wiem,że sobie poradzisz.- wyszeptała. On jeszcze raz ją pocałował i wyszedł.
-Hehe..-zaśmiała się lekko Grace. *Zadzwonię do Igora, bo przecież on chyba nie wie,że wróciłam,lub napiszę sms.* pomyślała i wzięła telefon. Stary.
*Igor, to ja Grace. Wróciłam.W razie czego nie martw się, wszystko jest dobrze.* sms wysłany. Tylko Grace zapomniała dodać jednego małego szczególiku,że Lucya poroniła. W tedy usłyszała trzask drzwi na dole. Wzięła małego na ręce i wyszła z pokoju, to tylko River wyszedł z domu. Wróciła do pokoju i położyła synka na łóżku.
-Ile ty już masz mały? Wyglądasz na 3-4 miesiące.- powiedziała Grace. Wyszła z pokoju widząc,że Dragon jeszcze będzie spał. Cicho zamknęła drzwi i weszła do pokoju Cristine.
-Hej...- szepnęła. Widziała,że mleczna siostra ukrywa w sobie mały uśmiech,ale milczała.
-Chciałam pogadać.- dodała jeszcze Grace.
-Nie mamy o czym.- odpowiedziała Lucya. Odwróciła się na bok, nie było jej zbyt wygodnie,ale nie chciała patrzeć na Sydney. Blondynka podeszła niej.
-Wybacz mi, ja nie chciałam.- szepnęła już z łzami w oczach Sydney.-Proszę, wybacz mi.-
-Zależy ci na mnie? Poczekaj odpowiem za ciebie...nie. Bo byś tego nie zrobiła.- powiedziała Lucya.
-Powiedziałaś,że kłamie.-
-Bo kłamałaś, nie wiem teraz czy ty teraz jesteś szczera czy chcesz się pogodzić tylko z przymusu.-
-Jakiego przymusu?-
-Nie wiesz?Niech lepiej tak zostanie.-
-Proszę cię tylko o wybaczenie.-
-Mam ci wybaczyć? Morderczyni?- Grace zamurowało. Serce zaczęło wolniej bić, powoli czuła się,że odchodzi,ale stała. Oczy zaczęły znowu wypuszczać łzy. Łzy? Wodospady.
-Ja...ja... ja....nie...- zaczęła się jąkać Grace.
-Ty jesteś mordercą. Zabiłaś moje dziecko.- powiedziała Cristine.
-Ja ...cię tylko prosiłam o wybaczenie...- zaczęła płakać. Upadła na kolana i zasłoniła dłońmi twarz. Lucyi zaczęło się jej robić trochę żal, ale nadal była zła na nią.
-Możesz prosić  dalej.- odezwała się Lucya.
-Ja...ja...cię tylko prosiłam o wybaczenie...-powtórzyła w płaczu blondynka.Lucya lekko podniosła się na łokciach i spojrzała na dziewczynę.
-Nie płacz.- wyszeptała.
-Ale...le...a...ja...tylko...o wybaczenie.-próbowała mówić Grace.
-Proszę, nie płacz. Nie lubię gdy płaczesz.- powiedziała.
-Ale... ja tylko chce byś mi wybaczyła.- powiedziała Sydney. Łzy spływały tak szybko i było ich tak dużo. Cristine z wysiłkiem usiadła.
-Przestaniesz płakać,gdy ci wybaczę?- spytała.
-No chyba!- krzyknęła Grace. Wiedziała,że zaraz Lucya jej wybaczy. Była taka szczęśliwa.
-No więc ci wybaczam.- wyszeptała te słowa Cristine.
-Będzie tak jak dawniej?- spytała jeszcze Grace. Lucya spojrzała się na okno. Było zamknięte, zobaczyła tam drzewo...a na tym drzewie kolorowe liście, czerwone,brązowe,żółte i tylko dwa zielone. Jeden zielony.
-Nie.-wyszeptała.

Rozdział 72.

Cristine leżała wiele godzin. Sama. Kiedy ktokolwiek wchodził do jej pokoju - odwracała głowę. Nie chciała na nich patrzeć. Przynosili jedzenie. Prosili. Błagali by coś zjadła. Pragnęła być teraz przy matce i ojcu, a ten jak na złość wyjechał w delegacji. Była głodna, ale jedzenia nie wzięła. Bowiem bała się że jest ono zatrute. Nagle coś zaczęło brzęczeć. Po chwili usłyszała melodię. Telefon! Ale skąd dobiegał cichy dźwięk? Zaczęła przesuwać rękę po prześcieradle i natrafiła na mały prostokąt. Na kliknęła zielony przycisk i przysunęła aparat do ucha.
- Tak? - Zapytała niepewnie. Nie znała tego numeru.
- Cristine? Hej! To ja David! Czemu nie było Cie dzisiaj w szkole? Możesz przepisać ode mnie.
- Ah, nie było mnie... - Podrapała się po głowie. Nie była pewna od ilu dni leży i nie je. - Eh, no tak! Nie było mnie ! A masz czas? Mogę podać Ci adres. Ale obiecaj ,że jeżeli Gunnar otworzy ci drzwi to wbrew wszystkiemu wejdź. Będę czekać przy schodach.
- Dobrze, coś się stało? Masz dziwny głos.
- Stało się. - Powiedziała. Wtem do pokoju wszedł Gunnar z tacą z jedzeniem. Był trochę zdziwiony ,że rozmawia z kimś. Szybko podała Davidowi adres i się pożegnała.
- Dzisiaj zjesz? - Zapytał kładąc tace na stoliku.
Nie zareagowała. Zapytał ponownie. Spojrzała się na niego pustymi oczyma. Już nie czuła złości. Żałość ,ból.
- Cristine. Umiesz mówić ,a więc odezwij się. - Prosił.
Przysiadła na końcu łóżka. Wyprostowała plecy. Wstała lekko się chwiejąc.
- Nie powinnaś... -  Zaczął. Stanął koło niej. Zrobiła jeden krok, kolejny. I następny. Wyszła z pokoju i chwyciła się poręczy obok schodów. Gunnar stanął za nią. Kiedy się zachwiała - chwycił ją w talii by nie upadła. Odwróciła się do niego i spojrzała w jego oczy. Zamarł. W jej oczach widział nie kończący się ból. Wiedział ,że stracił jej zaufanie i żeby je odzyskać będzie musiał się postarać.
- Przepraszam. - Zdjął ręce z jej bioder. Ona doszła do łazienki i się tam zamknęła. Umyła się, ubrała. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Gunnar otworzył je, a ona wyszła z łazienki przeczesując mokre włosy.
- Przyszedłem do Cristine. - Powiedział David. Dostrzegł dziewczynę z tyłu. - Mogę?
- Tak, pewnie z tobą rozmawiała. Do nas się nie odzywa. - Wpuścił go do środka.
Weszli razem do jej pokoju.
- Dziewczyno, co się stało. Bardzo marnie wyglądasz. - Mówił David.
- Usiądź, proszę. - Powiedziała uprzejmie Cristine.
- A powiesz?
- Powiem. - Zaczęła się zastanawiać od czego zacząć. Nie wiedziała czy powiedzieć całą prawdę. - No więc... Jestem odmieńcem. Zmieniam się w wilka. Moja mleczna siostra ,Grace zaginęła. Kiedy wracałam z Gunnarem do domu ,ona przybyła. Ze swym chłopakiem i... Synem. Byłam na nią zła, nakrzyczałam na nią i weszłam do domu. Patrzyłam przez okno. Całowała się z Gunnarem. Kiedy weszła do domu biłam się z nią. A co najważniejsze..Byłam w ciąży. I ona moje dziecko zabiła. - Czekała na reakcje chłopaka.
- Nie jesteś odmieńcem. Też jestem wilkiem. Jonna również. A my wyczuwamy takie rzeczy. Wiedziałem ,że byłaś w ciąży.
- Oh ,przestań. Wszystko wiedziałeś, a mimo to nie przyszedłeś.
- Cristine, ciekawe jakby to wyglądało. Zmyśliłem sobie adres i przybyłem. O patrz, udało mi się trafić choć nie wiedziałem gdzie mieszkasz. Myślisz ,że chciałem ci powiedzieć że jestem wilkiem?  Ty się otwarłaś, to ja również. Ale przykro mi ,że tak się stało. Trzymaj - Podał jej zeszyty. - Muszę już iść.
- Co? Ehmm... Idź. - Powiedziała, machając na niego ręką.
On przytulił ją i wyszedł. Zadziwiające jak bardzo dodał jej otuchy tym gestem. Na wychodnym gadał z Gunnarem.
- Słuchaj, milczenie to krzyk kobiety. Zastanów się jak bardzo ją zraniłeś. - Powiedział doń i otworzył sobie drzwi.
- To już nie twoja sprawa małolacie.
- Może i nie moja, ale uważaj ona jest żywym złotem. Należy się nią opiekować, inaczej ktoś ci ją weźmie.

Rozdział 71.

-Idę do pokoju.- wyszeptała Grace.
-Ok.-odpowiedział Gunnar. Dziewczyna wstała i wyszła z kuchni. Wchodziła po schodach. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i poczuła dziwny zapach. Było w nim dość duszno. Dawno jej w nim nie było.
 - Mało się zmieniło...-wyszeptała i weszła. Położyła na łóżku Dragona,a sama sięgnęła po telefon. Był naładowany, jeszcze...*Napiszę do Rivera.* pomyślała.
*Hej River.* sms wysłany. Grace chwilę poczekała.
*Hej słonko ;* *
*Co robisz?*
*Szukam Xawerego.*
*Gdzie?*
*W lesie?*
*Pff...Mógłbyś odwiedzić swojego syna,a nie łazisz w lesie. Może Xawery się wyprowadził,albo nie żyję.*
*Grace! To mój kumpel. Myślisz,że teraz o nim zapomnę i będę udawał super przyjaciela Gunnara?*
*Wiem,że się z nim zżyłeś,ale proszę cię. Masz syna! Musisz się teraz nim zająć.*
*Ty też masz syna. Nakarmiłaś go?*
*Nie. Teraz śpi, potem go nakarmię gdy się obudzi i nie zmieniaj tematu!*
*Nie mam ochoty pisać o tym.*
*A i poznałam twoją rodzinę. Chyba..już prawie nic nie pamiętam, ale wiem,że nazywa się Kala.Kalina.*
*Ta...kojarzę.*
*Czuję jego obecność... potem napiszę pa.*
*Pa... ... ... *  Grace spojrzała na Dragona.
-Widzisz jakiego masz ojca?- powiedziała matka. Dragon spał.
-Idę. Nie ruszaj się.-zaśmiała się lekko blondynka. Wzięła telefon i wyszła z domu. Była w ogrodzie. Zobaczyła,że ktoś do niej dzwoni.
-Grace?-
-Adam?-spytała zaskoczona.
-Nie, potwór. Oczywiście,że Adam!-
-Nie mogę z tobą gadać.Pa pa.- rozłączyła się i nagle przed nią stanął Adam.
-ADAM!-krzyknęła. Próbowała go ominąć. Zmienił się, miał dłuższe blond włosy. Przypominał jednego chłopaka z One Direction. Nie pozwolił jej przejść.
-Adam,naprawdę. Nie mogę  z tobą gadać,bo wiedź...- zaczęła Grace,lecz Adam jej przerwał.
-Wiem. No,ale muszę z tobą pogadać.-powiedział.
-Naprawdę chciał bym,żebyś ze mną była.- dodał.
-Oh... Adam. Ja kocham Rivera i nigdy nie przestanę. Możemy zostać tylko i wyłącznie przyjaciółmi. -powiedziała Grace. To chyba go zamurowało.
-Proszę. Zagram ci coś.- powiedział w końcu.
-Nie.-
-Proszę. Tylko to.-prosił chłopak.
-A masz gitarę?- spytała. Szybko (prędkość wampira) pobiegł po nią i w sekundę wrócił z czarną gitarą akustyczną.
-Jaki język?-spytała.
-A jakim mówimy?- odpowiedział pytaniem.
-Śpiewaj.- powiedziała przez śmiech blondynka.
- Ciągniesz mnie dziewczyno,
 słowa mi się plączą na twój widok. 
Ah... niestety okropna prawda jest,
że nie kochasz mnie.

Widzę cię co dzień,dzień,dzień.
I dobrze wiem,że kocham cię,cię,cię.
Nie zmienię żadnej decyzji,nigdy,nigdy.
Ooo ooo ooo....

Daj buziaka ma kochana,
bo miłość trwa od pierwszego wejrzenia.
Chcę tylko buziaka kochana,
czy to tak dużo?

 

Widzę cię co dzień,dzień,dzień.
I dobrze wiem,że kocham cię,cię,cię.
Nie zmienię żadnej decyzji,nigdy,nigdy.
Ooo ooo ooo....

Wiem,że szalonym jestem,
prosząc cię o buziaka kochana.
Zrozum, że bez ciebie,
płaczę co dnia.- koniec piosenki.
-Już?Koniec?To super,pa.- powiedziała. On stał,pozwolił jej odejść. Ona szczęśliwa z tego powodu zmieniła się w wilka. Miała wielką ochotę teraz przytulić Adama, powiedzieć,że się bała i co się jej przytrafiło. Nie mogła. Chciała też go zabić,bo to dokładniej wszystko jego wina. Nie mogła nic zrobić  więc pobiegła do lasu. Szukała Rivera,szybko go znalazła przy norze, a koło niego stał Xawery. Wróciła do ludzkiej postaci.Podbiegła do Rivera i dała mu buziaka w policzek.
-Widzę,że go znalazłeś.- szepnęła mu do ucha.
-Tak. -odpowiedział dumny z siebie chłopak.
-Witaj Grace.- powiedział Xawery. Grace podeszła do niego kroczek.
-Hej.- odpowiedziała z uśmiechem. Przytuliła go lekko i puściła.
-Dawno cię nie widziałam.- powiedziała.
-Taa... błąkałem się po lesie. Nie po naszym, ale tydzień temu wróciłem i chcę byś coś przekazała Cristine.- powiedział.
-Co takiego?-spytała. On wziął jej rękę i położył na niej srebny naszyjnik. Wilk.
-Piękne..-dodała patrząc na naszyjnik.
-Sydney, chodźmy do niej.- odezwał się River.
-Ok.- powiedziała Grace i spojrzała się na swojego chłopaka.On podał rękę Xaweremu i objął Sydney w talii. Pocałował ją. Zaczęli  iść w stronę domu,a kiedy doszli Grace poczuła zapach Adama. Słaby,ale dało się go wyczuć.
-Adam tu był?-spytał zaskoczony River.
-Tak,ale proszę nie rozmawiajmy o tym.- powiedziała Grace. On szybko się do niej odkręcił i pocałował.
-Kocham cię.-szepnął.
-Ja ciebie też.- powiedziała Grace i się uśmiechnęła. Weszli w końcu do domu i poszli do pokoju Grace do Dragona. On jeszcze spał.
*Śpioch.* pomyślała dziewczyna.

Rozdział 70.

-Gdzie Dragon?- spytała samą siebie Grace. Poszła do kuchni i się rozejrzała,gdy nagle do kuchni wszedł mały wilczek.
-Oh...-wyszeptała. Podeszła do niego i wzięła go na ręce,by nie dotknął krwi.
-Mam nadzieję,że chociaż ty ułożysz sobie życie.- dodała po chwili. Zobaczyła radio na blacie. Włączyła je, leciała akurat piosenka z tego roku. Z roku 2012. David Guetta- She Wolf .
-Fajna piosenka.- wyszeptała. Usiadła koło radia i spojrzała na Dragona.
-Śpij.. Potem cię nakarmię.- odezwała się i pogrążyła w ciszy. Zobaczyła,że w drzwiach stał Gunnar.
-To nie moja wina..-wyszeptała Grace. Bała się spojrzeć mu w oczy więc patrzyła na swojego syna.
-Wiem.- odpowiedział.
-Ona powiedziała,że kłamie.- powiedziała Grace. Chciała płakać,ale na razie się powstrzymywała.
-Wiem.- powtórzył Gunnar.
-Ja tego nie chciałam.- odezwała się Sydney i zaczęła płakać. Poczuła jak jej ramię upada pod ciężarem dłoni Gunnara.
-Rozumiem.- powiedział. - Zadzwonić do Rivera?
-Nie. Niech się nie denerwuję. Niech nie wie.- powiedziała dziewczyna. W końcu spojrzała na twarz Gunnara. Zauważyła szczery, ale mały uśmiech.
-Czemu się uśmiechasz? Zabiłam ci dziecko...-
-Tak miało być.-odpowiedział.
-Czasami denerwuję mnie to twoja mądrość.- wyznała mu Grace.
-Heh... a mnie twoje szaleństwo. - odpowiedział Gunnar.
-Szaleństwo?-
-Odwaga.-
-Jestem inna niż Cristine.- powiedziała smutna Sydney.
-Każdy człowiek jest inny.- stwierdził Gunnar.
-To dobrze,że nie ma ludzi takich okropnych jak ja.- powiedziała zła na siebie Grace.
-Wszystko się ułoży. - pocieszył ją chłopak. Usiadł koło niej.
-Jedna łza zmieni tylko jedną sekundę, jeden uśmiech zmieni całe życie.- powiedział Gunnar.
"Poezja powraca jak ptak z  ciepłych krajów,
małe jest duże, a duże małym.
Słońce ogrzewa już tylko śnieg,
jedynie wyjście to dzień."
 -Fajne.- pochwalił chłopak.
-Czemu każdy to słyszy?- spytała blondynka.
-Czemu ma nie słyszeć?- odpowiedział pytaniem na pytanie Gunnar.
-Pff... nienawidzę gdy mnie pocieszasz.- powiedziała Grace. Spojrzała na lewą stronę próbując ukryć uśmiech,lecz Gunnar i tak go zobaczył.
-Ja nienawidzę, gdy ty czegoś nienawidzisz.- powiedział.
-Eh..mam do tego prawo.- powiedziała Grace i spojrzała się na Gunnara.
-A ja mam prawo do tego, by cię pocieszać.- powiedział Gunnar. Uśmiechnął się.
-Jak można być takim mądrym jak ty?- spytała Grace.
-Tego nie wiem.-odpowiedział.
-Wiesz,wiesz. Ehh... A jeżeli Lucya odejdzie? Jeżeli jeszcze raz tak będzie i któraś z nas tego nie przeżyję? Co w tedy będzie? - zaczęła znów Grace. Płakała.
-Nigdy ten moment nie wróci... nigdy już nie będzie tak jak wcześniej.- stwierdził Gunnar. Przytulił lekko płaczącą dziewczynę. Milczeli.
"Teraz gdy płaczę ty śpisz,
i nienawidzisz mych słów.
Spojrzeć nie możesz na twarze nasze,
a ja nie mogę spojrzeć w lustro.

Kocham ten moment,który nie istnieję,
nie przynosi płaczu ni gniewu.
Nienawidzę momentu w którym ja występuję,
bo zawsze wychodzi horror.

Płaczę teraz tylko nad sobą,
nad życiem kilku osób.
Bo momentów wiele przeżyłam,
i nie było morału.

Gdy tworzę poezję,
płacz ulotnia się.
Bez błędu życie jest wielkim błędem, 
tak jak moje uczucia.

Skończona poezja jest dla mnie znakiem,
że wyobraźnia wpisuję już błędy.
Znam tylko jeden wielki błąd,
i nim jest moje życie." 



Rozdział 69.

Cristine zamknęła oczy. Czuła woń krwi. Coś albo ktoś nią kołysał. Nie mogła stwierdzić co się teraz działo. Powieki stały się ciężkie i za żadne skarby nie mogła ich unieść. Poddała się. Czuła jak ta postać kładzie ją na czymś miękkim i wygodnym. Po momencie zapragnęła położyć się na boku. Nie mogła. Kończyny również były ciężkie i odmówiły posłuszeństwa.  Zrezygnowana pogrążyła się w myślach, nadal była świadoma. Słyszała, czuła. Pamiętała ,że Gunnar ją podnosił.Więc to co go zaniosło i położyło najprawdopodobniej w łóżku to był Gunnar. Tak ,super - Pomyślała. - Wpierw się z nią całuje ,a potem mną się opiekuje... Fałszywy...
- Cris, słyszysz mnie? - Powiedział chłopak.
Miała ochotę powiedzieć "NIE!" ale bała się że jeżeli spróbuje coś powiedzieć to również się nie uda. Zebrała w sobie wszystkie siły i bardzo szybko podniosła powieki. Oślepił ją blask lampy, jednak nie mrużyła oczu. Nie mrugnęła. Bała się że po raz kolejny nie uda jej się podnieść powiek. Patrzyła w sufit. Jednak bardzo dobrze wiedziała gdzie jest. Znała ten pokój. Gunnar miał czelność zanieść ją do pokoju gdzie ... Podniosła lekko rękę i wskazała palcem drzwi do pokoju. Spojrzała na niego. Zacisnęła jedną pięść i szczękę.
- Wy...no...oś... si...ę! - Wybełkotała. Każda sylaba, którą musiała wymówić sprawiała ból.
- Cristine...
Ona spojrzała na niego kamiennym wzrokiem. Nie miała sił, czuła się słaba, bezbronna. Ale podparła się łokciami. Uniosła górną część ciała, nogi postawiła na podłodze. On wstał i próbował ją znowu położyć. Zaczęła go obkładać pięściami. Najmocniej jak tylko potrafiła. W końcu zrozumiała ,że to nie ma sensu. Podrapała go po twarzy i szyi. Spojrzała na niego po raz ostatni. Miał twarz robota.Wykonywał tylko swoje zadanie. Był wściekły. Mimo, że twarz nie ukazywała jego uczuć to żyły na szyi były bardzo widoczne. Twarz napięta. W końcu uległa. Ułożył ją delikatnie.
- Już... n..ie uda...waj. - Powiedziała.
- O co ci chodzi? - Spytał udając spokojnego.
- Zr...ań m...nie. I wy..jdź. - Po raz kolejny mówiła przerywając.
Chyba nie zrozumiał.
- Wy...jdź. - Powiedziała zrezygnowana.
- Nigdzie nie idę. Kocham Cie.
- Hahaha..- Wybuchła śmiechem. - Ko...chasz Grace.
- Pocieszałem ją. - Mówił nie strudzony. Nie poddawał się.
Wtedy drzwi uchyliły się. Wszedł lekarz i 2 pielęgniarzy. Podeszli do niej. Lekarz zaczął wyjmować za swojej torby mnóstwo metalowych przyrządów. Potem nie dając jej znieczulenia zaczął zszywać rany.
- A gdzie płód? - Zapytał kiedy skończył. Do pokoju weszła Grace z małym białym, drewnianym pudełkiem.
- Tutaj. - Powiedziała przez łzy.
- Dobrze, zabierzemy To, a teraz dajcie jej odpocząć. - Wziął pudełko, i swoje rzeczy. Wyszli. Gunnar ich odprowadził razem z Grace do drzwi wyjściowych. Wtedy zrobiło się tak spokojnie. Cristine zamknęła oczy a potem... Odleciała gdzieś daleko. Do krainy marzeń.
Obudziło ją stukanie. Bardzo głośne. Nie wiedziała co się działo ale nie było to interesujące. Otworzyła oczy. Obok niej siedział Gunnar. Oczy miał podkrążone z braku snu. Patrzył na nią cierpliwie.
- W końcu. Spałaś całą noc, dzień i już się zmierzcha. - Powiedział spokojnie. Spojrzała na niego spode łba. - Mam dla ciebie kolację. Tosty z serem, szynką. I herbatę z dwiema łyżeczkami cukru. Chcesz?
Nie odezwała się. Nie zamierzała. Bolało ją ,że mimo wszystko musi być koło niej, że ona musi na niego patrzeć.