wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 97.

-Grace!- krzyknęła Karina.
-Co się dzieję?-spytał zaniepokojony David.
-Nie wiem... Sydney!- mówiła Cristine. Ciało wilczycy rzucało się, widać było tylko białka oczne. Jakby dusza ją opuszczała... Lucya przyklękła przy niej i głaskała. Przytuliła ją, próbując zatrzymać wstrząsy.
*Cristine...* ledwie wysłała tą wiadomość Grace.
-Tak?-spytała i mocniej przytuliła Sydney.
*Co się dzieję?* kolejne przesyłane myśli sprawiały co raz więcej bólu. Nie wiedziała co się dzieję. Czyżby umierała? I kiedy ona nad tym myślała, w jednej sekundzie jej kości zaczęły się łamać. Karina przestraszona cofnęła się do tyłu. Zmieniła się w wilka i położyła się obok Grace.
*Już dobrze. Oddychaj. Wszystko będzie okej, jasne? Tylko w to masz uwierzyć!* przesłała jej tę myśl.
  Nagle jej powieki runęły, a ciało przestało się trząść. Lucya się uśmiechnęła, za wcześnie. Wilczyca otworzyła oczy i zerwała się na równe nogi odpychając Lucyę i Karinę. Zawarczała.
  Karina próbowała się z nią połączyć, lecz na marne. Stała się człowiekiem.
-Straciłam z nią połączenie...-powiedziała i mimowolnie się uśmiechnęła, ponieważ głupio to zabrzmiało.
-Ja też.-wyszeptała Cristine. Wstała powoli i podeszła do Sydney.
-Już, spokojnie.-mówiła Lucya. Dreszcz przeszedł wilczycę, jedna kość przebiła skórę, przez co zaczęła krwawić. Zawyła, a po chwili leżała przed nimi Grace. Nadal miała dreszcze, które na szczęście po chwili ustały. Grace spojrzała na swój nadgarstek. Miała jedną wielką rysę, z której powoli sączyła się krew. Wstała zmęczona i znów by upadła, gdyby Karina jej nie podtrzymała.
-Wracajmy.-rozkazała, po czym wszyscy zaczęli wolno iść. Grace ledwie stąpała nogami, sprawiało jej to ból.
-Daleka droga, a jeżeli ona nie wytrzyma tego?- spytał szeptem David.
-Skąd wiesz, że daleko?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Lucya.A on tylko się cicho zaśmiał.
-W każdym razie coś złego się z nią dzieję.- stwierdziłstając się poważny.
-Tak, to fakt. A my musimy jak najszybciej wrócić do domu.-podsumowała.
-Nie daleko jest wioska, którą minęłyśmy z Grace podczas podróży. Zatrzymamy się tam, a rano wyruszymy dalej.- odezwała sie Karina. Wszyscy się zgodzili.
-Obyśmy zdążyli tam dotrzeć...-wymruczała Grace z lekką nutką ironii w głosie.

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 96.

Cristine strasznie się cieszyła ,że znowu ma kogoś u swego boku. I tą osobą jest Dawid. Bała się trochę jego reakcji gdy ujrzy rany po cięciach, ale teraz było to mało ważne. Leżał na mchu z przymrużonymi oczyma i oddychał miarowo. Ona leżała tuż obok, wtulona w jego bok, objęta jego ramieniem. Ale obserwowała go uważnie. Niespodziewanie wziął jej pokaleczoną rękę i gładził dłoń dziewczyny. Cristine nagle zdrętwiała, a Dawid najwyraźniej to poczuł. Otworzył szeroko oczy i spojrzał na dziewczynę, a zaraz potem na jej dłoń, która była oblana zaschniętą krwią. Jego źrenice się powiększyły, wyraz twarzy zmienił się na inny. Nieznany.
- Kto ci to... - Wyszeptał. - Kto to zrobił?
Cristine uśmiechnęła się nieśmiało. Nie chciała na niego patrzeć, ale.. On jako ,że sam siebie ranił powinien to zrozumieć.
- No...
Wolałaby teraz wstać i uciec. Dziecięce zagranie nie było na miejscu. Więc dalej leżała na tym samym miejscu. Chłopak świdrował ją wzrokiem. Na ustach malowało się "No słucham" słowa ,które zostały nie wypowiedziane.
- Ja. - Odparła cicho. Usiadła i obróciła się tak, by chłopak ją widział. Zamknęła oczy i podciągnęła mocno przylegający rękaw. Sprawiło jej to ból. Zaschnięta krew znowu zmieniła się w rzeczkę...
- Kobieto, po co ty to robisz? - Spytał kpiącym głosem. Ona poruszyła ramionami.
- Po prostu zabierz mnie do domu.

*Cristine, słyszysz mnie?Jestem nie daleko!* myślała. Nie otrzymała odpowiedzi, ale nadal podążała za zapachem. W końcu dostrzegła ją leżącą,pomyślała,że nie żyję, ale nie była sama...ktoś obok niej leżał. Zaczaiła się i pokazał kły, zawarczała. Lucya odwróciła głową do nich.
-Grace?-wyszeptała. Wilczyca podbiegła do niej i zawyła.
-Grace?- zadał to samo pytanie Dawid.
-Grace!- krzyknęła Cristine i przytuliła wilczycę. Karina podbiegła do Sydney i szturchnęła ją w bok.
*Wracajmy.* przekazała młoda wilczyca Lucyi.
-Dobrze...-mruknęła. Karina wstała jako człowiek.  Nagle coś zaczęło rozszarpywać Grace, jęknęła. Łapy zaczęły ją piec, upadła i cicho zaskomlała.
-Co się dzieję?- spytała zaniepokojona Cristine.
*Cristine...jest...nie...tak.... pomóż mi....* jęczała w myślach.
 "Widzisz, ból to zły znak,
odchodzi i wraca jak ptak.
Uciekasz, nie patrząc w tył,
używając słowa 'był'.

Nie zawsze jest wszystko dobrze,
to twoja wina może?
Błagasz o pomoc, ale nikt cię nie słyszy,
jesteś nikim, jesteś rodziną myszy."