piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 90.

Słońce było bliskie zachodu. Jego promiennie ogrzewały twarz dziewczyny, śnieg topił się pod jej gołymi stopami.
-Dobrze,że już nie pada.- stwierdziła. Oczy szukały barw, a ciało ciepła. Wiatr wiał co raz mniejszy, słońce odkrywało się zza chmur. Kolejne kilometry przeszła piechotą, w ludzkiej postaci.
   Spod śniegu widać było trawę, a słońce chowało się za ziemią. Grace obejrzała się po przestrzeni, szukała schronienia i pożywienia. Do nosa dostawał się zapach sarn, źrenice kręciły się szukając lasu, lub polany.
   Nie daleko był las, około 980 metrów od idącej dziewczyny. Czuć było już woń boru, a trawa stawała się dłuższa i dłuższa. Teren był równy, co ułatwiało drogę.
   Sydney dzieliło tylko trzysta metrów od dzikiego lasu, spoglądała co i raz za siebie szukając towarzysza. Nikt i nic za nią nie szło. Stopy marzły, ogrzewając się przy wyższej trawie. Pocierały się o kamienie, miażdżąc mniejsze zwierzęta, które zostały nie zauważone. Ból stąpał jej po nogach, zimno natomiast uciekało od dziewczyny.
   Palce przekroczyły linię lasu mieszanego. Świerki,dęby upuszczające jeszcze liście na głowę Sydney,sosny oraz olchy. Wiele drzew oglądało dziewczynę, dziwiąc się.
  Głód doskwierał Grace, jej ciało powoli zarastało futrem. Zniżyła się, czaszka zmieniła kształt, tylko oczy zostały niebieskie. Widać w nich było każde uczucie przeszywające dziewczynę. Myśli Grace krążyły wokół Lucyi, jedynym powodem zmartwień była jej mleczna siostra. Bała się o nią.
  Spostrzegła nie daleko mały, nie zalesiony teren, który był otoczony borem. Widziała zielonkawą trawę i stadko sarn. Wilczyca zaczęła się skradać, omijała drzewa i przechodziła nad kamykami. Roślinożercy nie zauważyli skradającego się wilka, choć dzieliło ich tylko od najbliższego 5 metrów. Nie była to wielka,dorosła sarna, raczej "nastolatka".
  Lekkie łapy wilczycy spoczęły na gardle ofiary, srebne zęby wbiły się w skórę. Inne sarny w tym czasie uciekały,zostawiając ofiarę na pastwę losu.
  Brzuch został rozpruty i ze środka wyjedzone mięso. Grace nabrała sił, rozgryzła kilka kawałków i obserwowała nieżywe zwierzę. Zadek upadł na ziemię, w formie siedzącej wzięła jeszcze kawałek zwierzęcia. Napełniony brzuch nie dał rady się odezwać, oczy wilka zabłysły życiem.
  Szła w kierunku wcześniejszej wyprawy. Łapy skakały po powierzchni, odpychały i przenosiły całe ciało. Grace gnała jak na samym początku, słońce zniknęło, lecz ona nie stawała. Miała kilka powodów... Nie szukała schronienia, próbowała się tylko wydostać z lasu.
  Przebiegła kilometr, wybiegając z lasu na otwarty teren. Nie była to łąka, ni wrzosowisko. To było pole, nie zasiane, przykryte resztkami śniegu. Kawałek za nim było widać błyski, światełka. Położona tam była mała wioska, wieś. Nie daleko jest cywilizacja.
  Kolejne ruchy zbliżały ją do ludzi, chciała bezszelestnie przebyć wieś nie zmieniając postaci. Skakała i przyśpieszała, łapy przybierały jak najszybciej. Zmniejszała odległość, która wynosiła już 500 metrów.
  Pierwszy,drewniany dom minęła, łapy zwolniły, oczy obserwowały wszystko. Nie mogła być przyłapana...
  Dotknęła łapą ziemi, czując jej chłód.
  Wizja. Widziała światełko, Gunnara i Lucye...i Adama... Tylko tyle uchwyciła.
  W domku obok zapalono światło, okno się otworzyło...

3 komentarze:

  1. A teraz napisałaś tak jak ja ci powiedziałam jak poluje XD

    OdpowiedzUsuń
  2. xD każde rady są ważne i każdej z nich powinnam stosować. Przecież one po to są xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakaś ty mądra :3. akurat polowanie oglądałam na Discovery :3

      Usuń