sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 3.

Cristin siedziała w ciszy z siostrą przez kilka godzin. Wiedziała że jej obecność jej nie zaszkodzi, a milczenie tym bardziej. Bardzo ją kochała mimo to iż dzieliły ja ogromne ilości kilometrów. Widziała ją parę lat temu ,ale mimo to pierwsze co zrobiły to uściskały się mocno.. To nie to samo co z tatą Cristine. Kiedy ujrzała go w drzwiach , nie zareagowała.. Postanowiła to naprawić. Wiedziała że ojca to bolało. A zważając na to ,że była bardzo wrażliwa ,nie potrafiłaby sobie nigdy wybaczyć że tak sucho go potraktowała.
- Pójdę już. Mój ojciec czeka na pewno. - pogłaskała niewinnie śpiącą Sydney.
- Kocham Cię - powiedziała przez sen jej rówieśniczka.
- Ja Ciebie też. Nawet nie wiesz jak.
Cristine szła i szła po korytarzu. Myślała jakby tu zacząć rozmowę z Igorem. Jej ojcem. Spojrzała na swój neonowy zegarek. 23.23 co oznaczało że nie może przestać o niej myśleć. Ale kto? Mama? Sydney? A może jej nie dawno poznany ojciec! Przyspieszyła kroku.. Nareszcie przed sobą ujrzała jej i Igora pokój. Stanęła przed drzwiami. "Teraz, teraz ,teraz ,już!" powtarzała cichutko.. Jednak nic. Ręka jej się trzęsła. "Jeszcze raz" pomyślała. "Teraz ,teraz ,teraz, już! " I wkroczyła spokojnie, z lekkim uśmiechem. Jej ojciec siedział przy małym stoliczku i pił kawę.
- Tatusiuu.. - Powiedziała Lucya. Nie wiedziała co dalej. Była roztrzęsiona.
Igor wstał od razu i rozłożył szeroko swe ramiona. Dla niego była  nadal małą dziewczynką , odebrała ten znak natychmiastowo i rzuciła się w jego stronę.Uwiesiła się na jego szyi i nie zamierzała puścić. On również. Nie wiadomo ile tak stali.. Pięć minut? Piętnaście? Pięćdziesiąt? Nie obchodziło ją to. Potrzebowała tego, nie znała go nigdy wcześniej a jej mama uciekła przed nią ,Igor nie. Wręcz przeciwnie! Również była wilczycą i też powinna to zrozumieć. Poczuła że spływa jej łza po policzku a zaraz potem na koszulę ojca.
- Co jest? Co się dzieje mała.? Otrzyj łzy nie ma co płakać.
Ona odsunęła się gwałtownie. Tak szybko wszystko się działo. Jeszcze wczoraj była na Teneryfie a dziś w Minesocie!
- Nienawidzę jej! Słyszysz?! Ciebie kocham! Jej nie.. Oh God.. Co to za matka która ucieka przed własną córką!
- Mimo co ona Cię kocha.. Też cię kocham i nie pozwolę żeby coś ci się stało.
- Powiedziała że ci wybacza i że cię kocha...
- Tak? Ja ją też.. Ale teraz to ty jesteś najważniejsza! Odzyskałem córkę! A tyy.. Kochasz ją, to emocje tobą zapanowały..Choć do mnie.
Posłusznie podeszła do wyrozumiałego ojca, teraz dostrzegła jakiż on ładny. Gdzieś po trzydziestce, miał nie mal że  czerwone oczy i czarno brązowe włosy..


Wtuliła się w Igora , wyglądał bardzo łagodnie (nie tak jak na zdj,) I nagle sobie przypomniała..
- Zjadłabym coś..
- Czekaj zaraz ci coś przyszykuję ,a teraz zdejmuj te 10 centymetrowe szpileczki i wskakuj w adidasy. Wpierw wybierzemy się do lasu obok ,pobiegamy a potem pokażesz na co cię stać jako wilk.
- Dobrze!
Usiadła na małym krzesełku.. Tato ,zaraz wracam! I pobiegła do pokoju jej siostry.
Sydney siedziała na łóżku skulona i patrzyła się w okno..
- Coś tu było. Było na pewno!
- Choć do nas do pokoju. Założę na pokój tarczę ochronną i tam zostaniesz. My idziemy do lasu.
- Do lasu? Ja tez chce!
- Jutro Sydney, jutro.. Dziś chcę z Igorem..
- Dobrze..Więc choćmy
Poszły szybko trzymając się za ręce bo nie tylko Sydney coś czuła. Jednak z niej emanowała moc.Nie bała się tego co siedzi w ciemności.
- Tato. Ona tu dziś śpi. Założymy tarczę i już! Błagamm..
- Dobrze ,ty jedz a ja to zrobię. - I zaczął gestykulować dziwnie rękoma , co wzbudziło zainteresowanie u Sydey
- Uważaj bo podrzesz koszulę! - zachichotała ,wrócił jej humor i chęć do życia.
- Nie bądź taka do przodu kochana! - śmiejąc się ,Igor nie przestał machać.
Kiedy Cristine Lucya przestała jeść założyła skejty i obcisły top.
- Ruszamy! - Podniosła markową , ze śliskiego materiału bluzę i stanęła trzymając się za biodra.
- Ok .. Już już.
Szli zdecydowanym krokiem.. Co by dużo gadać. Cristine szła lekko z przodu.. Chciała pokazać swoje umiejętności ojcu.
Będąc w lesie momentalnie zmieniła się w wilczycę :
A Igor był wilkiem o lśniącej czarnej sierści. I równie przezroczystych oczach jak córka. Jak duchy.
Zawył raz po czym ruszył pędem przed siebie.
- Czekaj! - Zawołała biała Lucya - Nie fair!
- Życie jest nie fair! Ciao! - Lekkim pędem pobiegł przed siebie.
- Zaraz zobaczysz kto powie 'Ciao' ! - Pędząc i czując przypływającą energię Lucya
Biegła szybko i mimo zmroku świetnie sobie radziła.. Nigdy nie robiła tak z matką. Wyprzedziła ojca bez większego wysiłku a on ujrzał tylko jaskrawy błysk.
- Ciao! Tato..!
Wrócili do domu nad ranem.. Naprawdę się cieszyła! Ma ojca! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz